points
int64
-28
1.22k
story
stringlengths
40
4.36k
1,222
Pewnego dnia ujrzałam jak jakieś dziecko wskakuje do samochodu z moim kotem... Tak, to był mój kot. Patrzę się w jego stronę i wołam, "Ej! Ty tam w samochodzie, to jest mój kot!". Na co to dziecko odpowiada: "Teraz już mój, wredna pindo...(!)". Zaniemówiłam. Dziecko wyglądało na bardzo rozwydrzone, a co najbardziej zaskakuje? Że wyglądało na około 5, 6 lat. (Zdziwienie z jego sposobu słownictwa). No nic, odjechali, ja z płaczem idę do domu, obmyślam całą sytuację... Co on będzie chciał od mojego kota? Po ulicy gania wiele, które czekają na dom, a nie te, które są czyjeś (można się domyśleć po obroży, rodowodzie). No nic, otrząsnęłam się. Było mi bardzo przykro, bo kot był ze mną od 10 roku życia, i… Nie był wcale tani... Po kilku miesiącach, w godzinach popołudniowych słyszę jakieś szelesty na drzwiach. Tak, to był mój kochany kotek, ale... (W tym momencie jeżeli masz słabe nerwy wyjdź.) Bez jednej tylnej łapy. Wzięłam go do domu, nakarmiłam, w oczach miałam łzy... U weterynarza dowiedziałam się, że nie da się nic z tą nogą, no wiecie, zrobić. Teraz mój kotek ma się dobrze, mimo że nie ma tylnej łapki. A ja mam ochotę znaleźć tego bachora i osobiście zapie*dolić.
1,220
Ostatnio byłam z przyjaciółką na spacerze w parku. Śmiechy, chichy et cetera. I biegnie ON. Przystojny, w stroju do biegania, cud, miód i pistacje (albo nerkowce - kwestia gustu). No nieziemski. Ja, która najpierw mówi, potem myśli, dość głośno skomentowałam walory jego dolnej części pleców - tyłeczka. ON tylko uśmiechnął się i pobiegł dalej. Jakie było moje zdziwienie, gdy wchodząc do zakrystii przed mszą zobaczyłam JEGO. Nowego księdza na parafii. Na szczęście ksiądz luźny, więc rzucił tylko, czy jego tyłeczek wygląda fajnie w sutannie. No. Koniec komentowania tyłków, bo się okaże, że jeszcze przyszłego papieża obrobię.
1,218
W miejscu, w którym pracuję jest zakaz palenia. Ale jak wiadomo zakazy można jakoś ominąć. Więc... palimy w kiblu... Damskim. Ponieważ wiemy, że tam żaden z wyżej postawionych ludzi nie wejdzie, bo są oni płci męskiej. Kiedyś z kumplem umówiliśmy się, że idziemy na fajkę. Najpierw wszedł on, za jakąś chwilę ja, coby podejrzeń nie wzbudzać, że we dwóch wchodzimy. Wiem, wiem. Tak jakby nie wzbudzało podejrzeń to, że faceci wchodzą do damskiej. Ale to zawsze można wytłumaczyć, że się człowiek pomylił. Tak więc kolega odpalił fajkę, ja również. Palimy, gadamy, nagle kolega za mocno strzepnął papierosa i wypadł mu żar. Ale że coś tam się jeszcze tliło, to mówię "Marcin, ciągnij dobrze, bo to aż boli, jakbyś wyrzucił tyle fajki". I w sumie skończyliśmy palić i każdy poszedł w swoją stronę. Za jakiś czas podbija do mnie inny kolega i mówi, że w firmie zaczynają szeptać, że ja z Marcinem w kiblu coś tam robiłem... Więc pytam skąd te rewelacje się wzięły. A co się okazało? Sprzątaczki weszły, żeby posprzątać i usłyszały tekst "Marcin, ciągnij dobrze, bo to aż boli..." i wyszły, bo im się głupio zrobiło. I powiedziały o tym komuś i tak pocztą pantoflową wiedzieli wszyscy! Wiecie co? Lepiej, żeby nas na paleniu przyłapali, niż myśleli, że sobie obciągamy w tym kiblu. Od kilku dni staram się rzucić palenie. Bo dalsze chodzenie z kolegami na fajkę do kibla może zostać źle odebrane. ;D
1,218
Długo zbierałam się, żeby to wyznać, ale chyba dorosłam do tego. Kiedy miałam 20 lat, spotykałam się z facetem 10 lat starszym. Była to wtedy dla mnie wielka miłość. ;) Żeby urozmaicić sobie to czy tamto, chciałam nauczyć się brać do gardła. Nie chciałam ośmieszyć się przed chłopakiem, więc postanowiłam poćwiczyć w domu. Poczytałam w internecie jak się tego nauczyć i traf padł na ćwiczenia z parówką. Mieszkałam wtedy jeszcze z rodzicami, gdy nastała noc sprawdziłam dokładnie, czy wszyscy na pewno śpią, wkradłam się do lodówki i porwałam taką grubą parówkę (parówkowa czy jakoś tak to się nazywa). Zamknęłam się w pokoju i zaczęłam ćwiczyć. Gdy zrobiło się późno, po prostu zasnęłam z parówką obok poduszki. Rano mama weszła do pokoju i spytała, co robi parówka obok mojej poduszki. Powiedziałam, że zachciało mi się w nocy jeść i sobie ją przyniosłam. Ale w końcu nie zjadłam i nie chciało mi się jej odnosić do kuchni. Mama parówkę zabrała, ugotowała i tata ze smakiem zjadł ją na śniadanie ;) Za to niesmak pozostał w mojej głowie...
1,213
INSTANT KARMA wczoraj w pociągu. Wracam z Warszawy, wsiadam na Centralnej. Na Zachodniej wsiada BABA. Wchodzi do naszego przedziału i oznajmia tonem nieznoszącym sprzeciwu, że moje miejsce to jej miejsce i mam wstać. Jestem zdziwiona tym zbiegiem okoliczności i już trochę zdenerwowana jej tonem. Proszę więc, aby usiadła na wolnym miejscu w naszym przedziale i zaraz wyjaśnimy to z konduktorem. "NIGDZIE NIE BĘDĘ SIADAĆ, TO JEST MOJE MIEJSCE". No więc stoi tak patrząc na mnie, jej torby leżą na wolnym miejscu. Starszy pan siedzący obok mnie mówi: "No głupia jest, ale pani młodsza, więc nie kłóćcie się już, niech pani ustąpi". Ustąpiłam. Rozsiada się dumnie na zdobytym miejscu, ja wkurzona idę do przedziału konduktorów. Okazują się super ziomkami, sprawdzają mój bilet, wszystko gra - "Zaraz tam przyjdziemy". No więc wracam i siedzę sobie na tym wolnym miejscu w naszym przedziale, trenując zabójczy wzrok. Za parę minut wchodzi konduktor, bileciki do kontroli. Wszyscy dali, wszystko spoko. Dochodzi do mojej przeciwniczki i rzuca miłe dla mych uszu słowa: "Wsiadła pani do złego pociągu". Płacz, lament, "co ja zrobię?". Na co konduktor: "Przede wszystkim proszę wstać i oddać tej pani jej miejsce". Jestem pewna, że maszynista w tej samej minucie wstał i zaczął klaskać, gdzieś tam w oddali ;)
1,213
Gdy miałam 17 lat, poznałam pewnego chłopaka. Był chodzącym ideałem, każda dziewczyna chciała być jego. Któregoś wieczoru spotkałam go w supermarkecie, spojrzeliśmy sobie przelotnie w oczy i minęliśmy się. Przyznam, że poczułam pojedynczego motylka latającego gdzieś w moim brzuszku. Następnego dnia, gdy przeglądam Facebooka, zobaczyłam wiadomość od niego, zatkało mnie, bo przyznam, że nie należę do szczupłych, wręcz przeciwnie, mam tego ciałka aż trochę za dużo, a zainteresował się mną chłopak, który mógł mieć każdą. No i się zaczęło. Pisaliśmy częściej, spotykaliśmy się to w parku, to u mnie w domu, albo odwrotnie. Po kilku tygodniach zostaliśmy parą. Bałam się jakichkolwiek zbliżeń ze względu na moje ciało, ale on tłumaczył, że dla niego liczy się moje piękno wewnętrzne, że kocha mnie taką jaka jestem. No i stało się: poszliśmy do łóżka (przyznam, że bardzo nalegał, abyśmy wreszcie skonsumowali nasz związek). Następnego dnia czułam się jak księżniczka, miałam kochanego chłopaka, który kochał mnie i pokochał moje wady, lecz gdy weszłam do szkoły, wszystkie spojrzenia skierowane na moją osobę. Ja niczego nie podejrzewająca biegnę pod klasę, gdzie mój luby ma zajęcia, a co tam spotykam? Mój kochany chłopak w objęciach długowłosej, szczupłej szkolnej piękności. Ze łzami w oczach pytam o co chodzi, a co on odpowiada? "Słuchaj, chyba nie sądzisz, że nasz związek był na serio? Chciałem zobaczyć jakie w łóżku są "duże" dziewczyny". Myślałam, że zapadnę się pod ziemię, płacząc wybiegłam ze szkoły i do końca dnia zamknęłam się w pokoju. Przez kilka tygodni nie mogłam się pozbierać i wybaczyć sobie mojej głupoty. Gdyby nie wsparcie najbliższych, nie byłoby mnie teraz tutaj. Teraz, po latach od tego wydarzenia, jestem dietetykiem w jednym z najlepszych polskich miast. Zaznaczę, że prowadzę zdrowy tryb życia i osiągnęłam figurę, której niejedna kobieta może mi pozazdrościć. Któregoś słonecznego dnia miałam już koniec pracy, pakowałam się właśnie do domu, a wchodzi do mnie recepcjonistka z pytaniem, czy mogę jeszcze kogoś przyjąć. Przyjęłam. Gdy ta osoba weszła, poczułam zimny pot na plecach. Moim oczom ukazał się mój wcześniej wymieniony szkolny przystojniak. Stałam i patrzyłam, jak ledwo mieści się w drzwiach i patrzy na mnie tymi samymi oczami co kiedyś. Przyszedł, abym rozpisała mu dietę. Karmo, zawsze w ciebie wierzyłam.
1,208
W liceum żeńska część klasy zawsze chętniej chodziła na lekcje WF, a działo się to wszystko za sprawą nauczyciela. Nie - nie był to umięśniony przystojniaczek. Raczej mały, chuchrowaty człowieczek. Swój wzrost i wygląd w 100% rekompensowały mu poczucie humoru i cięta riposta. Przechodząc do sedna... Na jednej z lekcji, Pan Nauczyciel podzielił nas na 2 zespoły, a żeby rywalizacja była bardziej zacięta, drużyna która przegra, musi ponieść jakieś konsekwencje. Mogłyśmy sobie nawzajem wymyślić "kary". A więc mój team wpadł na pomysł, że jeśli "tamte" przegrają mają przebiec się po całym ogólniaku, wykrzykując różne głupie hasełka (już nie pamiętam jakie, było to prawie 5 lat temu), natomiast w razie naszej porażki, mamy w ciągu przerwy obiadowej "zdobyć" 5 numerów telefonu (z podpisami), należących do 5 chłopców, których nie znałyśmy wcześniej (nr wypisane miały być markerem na ręce). Pech chciał, że ja i moja drużyna przegrałyśmy. Przy wykonywaniu kary, banan nie schodził nam z twarzy. Tak też poznałam swojego chłopaka, obecnego narzeczonego i przyszłego męża. Za 3 miesiące bierzemy ślub. Aż kusi mnie, żeby wrócić do szkoły, podziękować nauczycielowi i zaprosić go na wesele! Gdyby nie On, pewnie nigdy byśmy się do siebie nie odezwali. +10 dla nauczyciela z pomysłem!
1,207
Mam 27 lat i jestem byłą prostytutką. Gdy byłam w szkole podstawowej, moi rodzice się rozwiedli. Mama wyjechała do swojego nowego faceta w innym mieście - ja razem z nią. Po roku moja mama wyszła drugi raz za mąż, urodziła bliźniaki. I od tego czasu działo się źle. Moja mama zaczęła chorować poważnie, operacja goniła drugą. Ojczym miał wszystko w dupie generalnie. Ja wychowywałam dzieci, nauczyłam się gotować i generalnie prowadzić cały dom. Gdy chodziłam do technikum, mój ojczym wyjechał za granicę. Zostałam sama z dwójką rodzeństwa i bardzo chorą mamą. Przez nieobecności w szkole groziło mi zawalenie roku. Zrezygnowałam i przeniosłam się do szkoły zaocznej. Znalazłam pracę na pół etatu, bo dziwnym trafem mój ojczym pracując za granicą nigdy nie.miał pieniędzy, a nam przysyłał nędzne grosze. Bliźniaki poszły do szkoły, wydatków kupa, do tego leczenie mojej mamy nie należało do najtańszych. Stawałam na rzęsach, żeby w miarę starczało... Niestety, bywało tak, że nie było co zjeść. Gdy moja 8-letnia siostra powiedziała, że jest głodna, a ja nie mogłam nic jej dać, bo nie było za co - stało się. Bijąc się z myślami zrobiłam to. Zaczęłam się sprzedawać. Trwało to 3 lata. Moja mama nigdy nie pytała skąd nagle mamy przypływ gotówki, dla niej było ważne, że jest. Klientów miałam wielu, spotykałam się w hotelach lub samochodach. Wiem, że było to skrajnym kretyństwem, bo nie wiedziałam na jakiego mogę trafić czuba, ale mając taką sytuację w domu w pierwszym momencie o to nie dbałam. Zazwyczaj panowie byli kulturalni i mili. Nienawidziłam się za to co robię, ale spałam spokojnie, bo dzieci nie chodziły głodne, miały na nowe ubrania, mama miała wszystkie lek, wszystkie rachunki były opłacone. Wielokrotnie mówiłam mamie, że po co jej taki mąż, skoro ma głęboko w dupie ją i swoje dzieci. Przez 4 lata za granicą był 5 razy w domu... Ale ona ciągle stała twardo, że już raz rozwód brała, a przecież nie jest tak źle... Po 4 latach wrócił ON. Marnotrawny tatuś. Ciągle miał pretensje dosłownie o wszytko. Non stop awantury. Nie wytrzymałam. Z krwawiącym sercem znalazłam sobie mieszkanie i się wyprowadziłam. Mamę odwiedzałam, jak jego nie było w domu. Znalazłam nową pracę i mężczyznę, którego kocham nam życie. Od tego co robiłam kiedyś odcięłam się totalnie. O tym, że się sprzedawałam przyznałam się tylko jemu. Na samym początku było ciężko, ale zrozumiał. Dużo czasu zajęło mi to, żeby mu udowodnić, że z dawnym zajęciem nie chcę mieć nic wspólnego. Teraz, po 3 latach, nie żałuję, bo dzięki temu daliśmy radę. Jestem wdzięczna mojemu facetowi, że mimo tego co o mnie się dowiedział kocha mnie i jest ze mną do dzisiaj.
1,205
Parę miesięcy temu mój brat wyznał mi, że jest gejem. Nie mam nic przeciwko osobom homoseksualnym, więc po prostu doceniłam, że otworzył się przede mną, popytałam czy ma kogoś itp. i na tym się w sumie skończyło, od tamtego czasu nie rozmawialiśmy na ten temat, jakoś ani nie było czasu (ja już się wyprowadziłam z domu, a on ma tylko 17 lat, więc mieszka z rodzicami), ani nie chciałam na niego naciskać. Parę dni temu znowu (trochę w żartach) spytałam się, czy już kogoś ma na oku, a on z pełną powagą zaczął mi opowiadać o pewnym chłopaku. Blond włosy, zielone oczy, tatuaż na ręce, imię - Rafał... Z każdym zdaniem szczęka coraz bardziej mi opada. Rozglądam się za ukrytą kamerą. W końcu pytam gdzie go poznał. "Skomentował jakieś zdjęcie na twoim Facebooku, ale jeszcze nie zagadałem do niego, podoba mi się już od paru miesięcy". Rafał to mój chłopak, którego jeszcze nie zdążyłam przedstawić rodzinie.
1,202
To uczucie kiedy Twój facet zrywa się w nocy oburzony i wyrzuca psa z pokoju, bo ten "puścił tak głośnego bąka, że aż go obudził". Nigdy nie przyznam się do tego, że to byłam ja...
1,202
Gdy miałam około 5-6 lat, a lato było gorące, razem z rodziną wyruszyłam na podbój plaży. Było to kąpielisko przy jeziorze, ale strzeżone, ratownicy dzielnie pilnowali kąpiących się ludzi. Kiedy ładnie się rozłożyliśmy na kocu, razem ze starszą siostrą zaczęłam lepić babki z mokrego piasku. W pewnym momencie chciałam iść coś zjeść/napić się. Zostawiłam siostrę samą i podreptałam do kocyka, który miał być niedaleko. Nie znalazłam go. Nie znalazłam też mojej siostry. Całkowicie straciłam orientację. Zaczęłam błądzić po całej plaży, rozryczałam się na głos. Nikt nie zwrócił uwagi na płaczące dziecko. Do główki przyszedł pomysł, aby odejść kawałek na małe wzniesienie, aby mieć lepszy widok. Nie byłoby to takie złe posunięcie, gdyby nie to, że było tam bardzo mało ludzi i to miejsce było w mocnym cieniu. Oczywiście, dalej nikt nie zareagował na dziecko idące w nie wiadomo jakim kierunku, w dodatku nadal głośno płaczące. Gdy już się tam znalazłam, a nadal nie mogłam znaleźć mojej rodziny, podszedł do mnie jakiś pan. Zapytał się co się stało, a potem powiedział, że zabierze mnie do mamusi i tatusia. Prowadził mnie ładnie, za rękę. Niestety, w innym kierunku niż powinniśmy pójść. Na początku grzecznie z nim szłam, choć dalej wyłam jak szalona. W pewnym momencie niemal mnie ciągnął za sobą. Wyrywałam się, nie chciałam tego. Prowadził mnie do swojego samochodu. Był zaparkowany na poboczu, pod malutkim laskiem. Kiedy miał mnie już wpychać na tylne siedzenie, a ja ciągle krzyczałam, że chcę do mamy i do taty, w końcu nadeszło moje wybawienie. Z pomiędzy drzew wyszedł kolejny pan, który najpewniej udał się tam za potrzebą. Widząc sytuację podbiegł, niemal siłą przejął mnie i wziął na ręce. Chodził ze mną po plaży, dopóki nie znalazłam rodziców. Jak się później okazało, był ratownikiem. Jak widać, oni nie ratują dorosłych i dzieci tylko w wodzie.
1,200
Stoję niedaleko przystanku i w oczekiwaniu na autobus ćmię papierosa. Obok mnie przechodzi chłopiec, na oko tak z dziewięć lat, najpewniej idzie w stronę placu zabaw. Minąwszy mnie, zatrzymuje się i zawraca. Staje przede mną, wyciąga ajfona i coś tam stuka placem. Patrzę na niego nieco zdziwiony, bo co taki człowieczek może chcieć od chłopa lat 30? Wtem kajtek podnosi na mnie wzrok, a warga drży mu jakby zaraz miał się rozpłakać, po czym wyciąga w moją stronę telefon. Widzę starszego mężczyznę, chudego, bladego, leżącego na łóżku. Do jego ciała podpięto jakieś kabelki, a na twarz ma nałożoną maską tlenową. -To mój dziadzio - rzecze malec. Jedzie placem po ekranie komórki i pokazuje mi kolejne zdjęcie, ale ja nie chcę na nie patrzeć. Pytam, o co mu chodzi. - Bo pan pali. - Wskazuje dymiącego w mojej ręce kiepa. - A mój dziadzio też palił i to od bardzo dawna. Teraz ma raka i umiera. Powiedział, że to od papierosów i jeśli mam dla kogo żyć, to żebym tego nigdy nie robił. Mówi, że bardzo go boli i że nie warto. Schował telefon do kieszeni, pociągnął nosem. Nim poszedł w swoją stronę, podniósł na mnie oczy i rzekł z taką mocą, na jaką pozwoliło mu ściśnięte, dziecięce gardło. - Nie warto. Stałem, nie mówiąc ani słowa, tylko patrzyłem, jak odchodzi, potem wchodzi na plac zabaw, siada na huśtawce i siedzi ze spuszczoną głową. Niedługo po tym przyjechał mój autobus. Słowa tego dziecka odtwarzały mi się w pamięci, ilekroć patrzyłem na moją ukochaną żonę i roczną córeczkę. Być może za kilkanaście lat to ona byłaby tym nieznajomym dzieckiem, które nosi w swoim ajfonie zdjęcie umierającej osoby. Nie mogłem pozwolić, by moja rodzina kiedykolwiek płakała z mojego powodu. Minęło pół roku, a ja nie tknąłem żadnej fajki. Dziękuję ci, Anonimowy Chłopcze. Masz rację. Nie warto.
1,200
Miałem wtedy 22 lata i spotykałem się ze wspaniałą dziewczyną. Traktowałem ten związek poważnie i bardzo staram się zawsze robić na niej dobre wrażenie i nie odwalać jakiś głupot, czy stawiać jej w niekomfortowej sytuacji. Był jeden z upalnych, sierpniowych wieczorów, kiedy razem z moją damą poszedłem na domówkę urządzaną przez naszych wspólnych znajomych. Było bardzo przyjemnie, nawet troszkę za bardzo. Co tu dużo mówić - upiłem się, jak szpadel. Ale fason, do jasnej Anielki, trzymałem jak należy! Impreza skończyła się, a ja (jak na dżentelmena przystało) postanowiłem odprowadzić moją białogłowę do domu. W praktyce wyglądało to tak, że chwiejnym krokiem, uwieszony jej ramienia, dostojnie maszerowałem starając się wyglądać poważnie i nie dać po sobie poznać, że trochę jednak przeholowałem z alkoholem tego wieczora. Udało się! Misja została wykonana! Dziewczyna stała już przed drzwiami swego dwupiętrowego domku, a ja czekałem tylko, aż za nimi zniknie, ażebym mógł półżywy osunąć się na ziemię i odpocząć gdzieś nieco. Moja ukochana miała jednak inne plany: - Daj spokój. Mamy całą noc przed sobą. - mówiąc to rzuciła mi dość jednoznaczne spojrzenie. - Al-le rodżycze...? Czo ż rodzyczamy? - wybełkotałem No, właśnie - nie znałem jej rodziców i długo czekałem na odpowiedni moment, aby dać się poznać z jak najlepszej strony. W końcu, bardzo chciałem, aby kiedyś zostali moimi teściami. - Oni śpią na dole. Zresztą, nie bój się mama i tata są bardzo liberalni. Odświeżysz się rano i razem zjemy śniadanie. To wspaniała okazja, żebyście się wreszcie poznali! Dałem się namówić i momentalnie wylądowaliśmy w jej łóżku oddając się miłosnym uniesieniom. Chwilę później już spałem. Pamiętam przez mgłę, że parę razy się budziłem i straszliwie chciało mi się pić. W ustach miałem Saharę. A potem znów zasypiałem. Rano obudziła mnie dziewczyna. Stała przede mną i tylko mówiła: - OmójBożeomójBoże... Wytłumaczyła mi co się stało. W nocy wstałem i tak, jak mnie Pan Bóg stworzył, zszedłem na dół, po drodze minąłem moja przyszłą teściową, znalazłem kuchnię, otworzyłem lodówkę, z najniższej półki wziąłem soczek w kartoniku (tak, musiałem się schylić), wydoiłem na miejscu, zamknąłem lodówkę i ruszyłem w drogę powrotną, kolejny raz mijając mamę mojej najdroższej. Gdy to usłyszałem wpadłem w panikę. Zacząłem nawet poważnie rozważać ucieczkę przez okno, ale moja luba nakłoniła mnie do zejścia na dół, przeproszenia i zaczęcia znajomości z "teściami" od nowa. Długo się wahałem, ale w końcu wziąłem się w garść. Wyszedłem więc spod kołdry i zacząłem rozglądać się za ciuchami, gdy nagle zobaczyłem, że na moim przyrodzeniu ciągle wisi prezerwatywa... W życiu nie było mi tak wstyd. PS. Moi obecni teściowie okazali się bardzo wyluzowani!
1,199
Historia o moim przyjacielu. Wracał pewnego dnia ze szkoły, jak gdyby nigdy nic. Spostrzegł dziecko, które wbiega na pasy i nadjeżdżające auto. Bez zastanowienia wbiegł na pasy i odrzucił dziecko. On nie miał tyle szczęścia. Pijany kierowca wjechał w niego jak w pachołek. Diagnoza? Paraliż. Wózek do końca życia. Pewnego dnia go odwiedziłem. Dumał nad swoim losem i powiedział wtedy zdanie, które utkwiło mi w pamięci na zawsze - "Jestem kaleką, ale gdybym mógł wybrać, to postąpiłbym tak samo. Widocznie Bóg tak chciał". Ryczałem jak bóbr, pomimo, że nie jestem typem osoby, która płacze. Mój osobisty bohater. PS. Ziomek ma kontakt z młodym. Często gdzieś razem wychodzimy. Oczywiście młody pcha. Widać, że wychodzi mu to z trudem, ale nawet się nie zająknie.
1,199
"Byłam w miarę normalną uczennicą gimnazjum. Uczyłam się średnio, przyjaciół miałam na pęczki. Czego w takim razie mi brakowało? Czerpania szczęścia z najmniejszych przyjemności. Oprócz tego miałam ojca tyrana i zastraszoną matkę. Ojciec bił mnie i moją siostrę codziennie, ale nasze siniaki i co chwila złamane ręce nikogo nie obchodziły. Miałam 14 lat, gdy zaczęłam się okaleczać. Większość może powiedzieć, że cięcie się jest dla szpanu. Może i tak, ale to mi pozwalało przestać myśleć nad złem tego świata. Pewnego dnia moje rany zobaczyła moja nauczycielka. Byłam nieostrożna? Nie, zaplanowałam to. Wysłała mnie od razu do szkolnego pedagoga. I co dalej? I nic. Powiedziała, żebym nie wymyślała, bo inni mają gorzej. Postanowiłam w takim razie porozmawiać z tamtą nauczycielką. Zbyła mnie, mówiąc, że ma dużo pracy. A przecież byłam taka samotna. Potrzebowałam tylko rozmowy z kimś, kto mnie zrozumie. Zaczęłam odtrącać przyjaciół, rodzinę i trwałam w moim smutku jeszcze 2 lata, cały czas okaleczając się. Jedyną osobą, z którą mogłam zawsze porozmawiać była moja 3 lata młodsza siostra. Ale to przecież jeszcze dziecko. Jak może mi pomóc? Niedawno poczułam się bardzo źle w sensie psychicznym. Ból duszy rozrywał mnie od środka. Dałam upust krwi. Nie pomogło. Z impetem weszłam do pokoju mojej siostry, powstrzymując się od płaczu. Wiedziałam, że na nią mogę liczyć. Ale ona tylko się wściekła, wykrzyczała, że ma już dość mojego nastroju i że zaraz sama zwariuje. Nic nie powiedziałam. Wyszłam z pokoju, a następnie wybiegłam na ulicę. Zawędrowałam do mojego ulubionego miejsca - starych ruin. Tam popełniłam samobójstwo. Policja znalazła moje ciało po 3 dniach". Taką opowieść o sobie mogłaby opowiedzieć moja starsza siostra, która nie żyje już od 4 lat, a ja nadal nie potrafię pogodzić się z jej śmiercią. Obwiniam się, chociaż dobrze wiem, że to depresja ją zabiła, a nie ja. Proszę Cię: rodzicu, nauczycielu, przyjacielu, znajomy, dziadku, ciociu, bracie. Nie popełniaj mojego błędu i nie zostawiaj osoby z depresją samej! Czy to wyzwanie jest przestrogą? Sama nie wiem. Kocham Cię, Alu, i zawsze będę!
1,199
Urządziłem mojej dziewczynie romantyczny wieczór przy świecach. Super kolacja, męczyłem się nad nią cały dzień. Po wszystkim zaniosłem ją do sypialni, gdzie czekało świeżo pościelone łóżko pokryte różami. Rzuciłem ją na nie, a ona zawyła z bólu. Róże były z kolcami, a na dokładkę, do deseru wrzuciłem 5 tabletek na przeczyszczenie Żeby było ciekawiej, gdy biegła zapłakana do toalety, musiała bosymi stopami dotykać podłogi, na której rozrzuciłem pokrzywy i klocki lego. To taki mały prezencik za to, że od kilku miesięcy zdradza mnie z kolegą z pracy. Kocham Cię, su*o :)
1,198
Znacie to uczucie, kiedy przychodzi piątek, a wy właśnie kończycie robotę i gnacie do domu jak najszybciej, w myślach planując już sobie wieczorny chillout? Głupie pytanie. Ostatnio czegoś takiego doświadczyłem i prawie przez to straciłem pracę. Robotę mam w nienormowanych godzinach, ale tego dnia wypadł mi akurat wolny piątkowy wieczór i cała sobota. No, po prostu marzenie! Patrzę na zegarek - wybiła wyczekiwana godzina. Łikendziku przybywaj! Myślę sobie - jakby tu najszybciej do chaty dojechać? Szybka kalkulacja i ciach! Zjeżdżam w mniejszą uliczkę, ażeby korki ominąć, pam! Zielona fala. Dobra nasza! Długa! Raz, dwa trzy i już widać moje osiedle. Taaa, zjem sobie zaraz klopsiki z ziemniakami, odpalę jakiś serial, a wieczorem - ahoj, przygodo! Pozwolę sobie na piwko, lub też pięć! I kiedy już byłem dosłownie kilkaset metrów od domu, coś do mnie dotarło. Nie wiem czy to zmęczenie, czy już po prostu zatrucie rutyną, ale mało brakowało, a bym zajechał na osiedle przegubową maszyną MPK, wysiadł, zamknął drzwiczki i zostawił ją na parkingu wraz z pasażerami w środku! Tak, jestem kierowcą miejskiego autobusu i właśnie odwaliłem numer życia. Zatrzymałem się, włączyłem awaryjne, wylazłem z kabiny i spojrzałem na zdziwionych pasażerów (na szczęście było ich już tylko kilku, bo mój mały quest powrotu do domu aktywował się dosłownie dwa przystanki od zajezdni). Uśmiechnąłem się nieśmiało, bąknąłem ciche "Sorry." i z mozołem powlokłem się do ostatniego punktu mojej "oficjalnej" trasy. Sprawa oczywiście wyszła na jaw. Koledzy do dziś się ze mnie śmieją. Szef był troszkę wkur#iony, ale ostatecznie też dołączył do loży szyderców. Teraz za każdym razem, kiedy wracam do bazy w piątek, dostaję od któregoś ze śmieszków smsa o treści "Marian, nie zapomnij autobusu odstawić zanim pojedziesz gdzieś się łajdaczyć!"
1,197
Dzisiaj wracając ze szkoły zauważyłem moją mamę szorującą samochód taty w naszym ogrodzie. Nuciła sobie coś pod nosem i radośnie zerkała co chwilę przez okno do kuchni, czy piekarnik już się wyłączył. Szybka analiza - Nie, no. Ojczulek nie ma urodzin, imienin, dzień ojca dopiero będzie, a rocznicę mają w sierpniu. Pytam więc z jakiej to okazji. Mama powiedziała, że tata był rankiem jakiś przygaszony i chciała poprawić mu humor. Ojczulek był smutny, bo znalazł wyniki badań ogólnych mamy, a że totalnie się na tym nie zna, to widząc te strzałeczki, stwierdził, że są złe. Kupił więc mamie wymarzony fotel "do relaksu", aby mogła w nim odpoczywać. Tak więc ojciec był zadowolony, bo na obiad było jego ulubione danie, a samochód lśnił. Mama dostała wymarzony fotel, w którym czyta sobie wieczorami, a ja mam satysfakcję, że te świrnięte staruszki tak bardzo się kochają ;) PS. Wyniki były idealne :D
1,195
4 lata temu, kiedy byłam na imprezie z koleżanką, podszedł do mnie chłopak 3 lata starszy i po krótkiej rozmowie rzucił: "Nasza córka będzie się nazywać Zuzia", po czym odszedł z uśmiechem. Ja zdezorientowana wróciłam do dalszej zabawy. Skubany dotrzymał słowa. Zuzia ma już 7 miesięcy ;)
1,195
Jestem ratownikiem medycznym, a przy okazji żoną i matką trzecioklasistki szkoły podstawowej. Moja kruszyna dostała zadanie domowe, opisać swój autorytet. Kiedy nie robi tego mąż (również pracuje), sprawdzam jej zeszyty i ćwiczenia z pracami domowymi, aby się upewnić, czy wszystko ma zrobione (nie zawsze możemy pomagać jej w lekcjach). I takim oto sposobem, w moje ręce wpadło owo wypracowanie. Możecie wyobrazić sobie moją minę, gdy oczytałam prawie pięć stron opisu... mnie. Tak, mnie. Ale nie dlatego, że jestem matką, moja córa opisała mnie jako ratownika. Pisała o tym, jak podziwia to, że ratuję ludziom życie, jak pomagam chorym, opisała jak ciężka bywa ta praca, a nawet to, że widziała jak płaczę, gdy stracę kogoś na dyżurze, a następnie dodała, że podziwia mnie za to, że mimo to drugiego dnia wracam do karetki. Napisała nawet o tym, jak ludzie potrafią być niewdzięczni, a praca niebezpieczna. Dodatkowo dodała parę słów o tym, jak wiele poświęcam, aby pracować (np. omijają mnie uroczystości rodzinne lub nawet zwykłe obiady). Duma, która mnie rozpierała, musiała mieć wielkość Statuy Wolności, ponieważ jeszcze nigdy nikt nie powiedział mi takich cudownych rzeczy. A gdy dowiedziałam się od męża, że on nie pomagał w tej pracy i córa napisała wszystko sama, popłakałam się jak bóbr, ze szczęścia, że mam tak wrażliwe i mądre dziecko dziecko. Dlaczego to wyznanie jest na anonimowych? Ponieważ mimo tego, że prawdą jest, jak wiele wyrzeczeń kosztuje nas, ratowników, ta praca, jak bardzo bywa niebezpieczna i niewdzięczna, to fakt faktem, że powinniśmy pozostać anonimowi. Bo w końcu każdy superbohater nosił maskę :)
1,194
Akcja sprzed kilku dni. Stoję sobie na przystanku i czekam, aż mój rydwan numer 19 przyjedzie. Po chwili przechodzi sobie parka - Karyna (kilogramy szpachli i innego Atlasu, platyna na głowie) z Sebkiem (słońce odbite od fryzury oślepiało nawet gdy miało się okulary słoneczne, oraz nieśmiertelne 3 paski przewieszone przez ramię niczym peleryna dzielnego paladyna, +50 do szacunu na dzielni) i małą Jessicą w wózku. Jessica zajadała się czymś i jak to dziecko - upaprała ubranko. Co zrobiła Karyna? Zjechała swoje dziecko z góry do dołu na 10 pokoleń wstecz, nie stroniąc od przekleństw. Bo mała się ubrudziła i ona musi iść teraz do domu ją przebrać. Na szponiaste tipsy! Cóż za obraza majestatu Jej Królewskiej Platynowości! Co zaś zrobił Seba? Rzucił tylko do Karyny coś w stylu "zamknij ryj, wyrażaj się przy dziecku", po czym wziął swoją małą księżniczkę na ręce, aby ją uspokoić, bo się rozpłakała. Mnie zaś powiedział, że traktuje panie lepiej, tylko dzisiaj jego kobieta ma jakieś jazdy i już nie wytrzymał :) Sebki to jednak stan umysłu :)
1,193
Bardzo często czytam tu wyznania i postanowiłam się z Wami podzielić swoim... Poznałam swojego przyjaciela w liceum. Rozumieliśmy się bez słów i wystarczyło jedno słowo, a któreś biegło do któregoś gdy coś się działo. Tak trwaliśmy w naszej przyjaźni aż do studiów. Widywaliśmy się dosyć często, a do tego bardzo mi zależało na spotkaniach z nim, bo czułam się bezpiecznie i podkochiwałam się w nim, ale nic mu nie mówiłam. Gdy on wpadał do mojego lokum, gadaliśmy też o sprawach sercowych. On się dopytywał, czy kogoś mam, czy z kimś piszę i odpowiedź zawsze była taka sama "Nie znalazłam nikogo", bo w gruncie rzeczy tak było, bo mój przyjaciel nie podejrzewał, że to z nim chciałabym być. Rewanżowałam mu się pytaniem, bo byłam ciekawa, czy kogoś poznał. On mówił, że poznał taką jedną i że fajnie mu się pisze i gada. Więcej nie pytałam, nie chciałam wiedzieć. No i stało się, nie mogłam przestać myśleć o kogo chodzi, jak wygląda, czy jej też zależy... Pisaliśmy na fb. Zapytałam standardowo co robi, a on mi na to, że pisze z najwspanialsza dziewczyną, jaką miał okazję poznać w swoim życiu. Załamałam się, on się zakochał, a ja czekam na niego z nadzieją, że on mnie pokocha. Wtedy nie wiedziałam jak bardzo się myliłam. Wyjechaliśmy paczką znajomych w góry, tak po prostu, po zaliczony egzaminach, on również, bo należał do mojej paczki z powodu tego, że to jego zawsze zabierałam na jakieś imprezy, bo on jest spokojny i sam by nie wyszedł. Gdy tak szliśmy sobie, wszyscy nam mówili, że wyglądamy jak para, on się uśmiechał, a ja w głowie miałam myśli, że fajnie by było, żebyśmy byli parą, ale tak nie jest. Moja przyjaciółka wiedziała o tym, że się w nim podkochuję i namawiała mnie, żebym się przyznała. Ja dalej swoje, że nie, bo nie chcę go stracić, a tak będę go widywała. Pod koniec wyjazdu wszyscy marzyli, by wrócić do domu. Mój przyjaciel zgubił telefon i poprosił, żebym do niego zadzwoniła. I tak zrobiłam. Znalazłam jego telefon i ja byłam tam podpisana "KOCHAM CIĘ". Tak, on zgubił telefon specjalnie, bo bał mi się to powiedzieć w cztery oczy. Dziś mija 3 lata jak jesteśmy parą, w sierpniu bierzemy ślub - jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie. Moi znajomi o wszystkim wiedzieli.
1,189
To, że nie ocenia się ludzi po wyglądzie powtarzamy sobie w kółko. Ba, wszyscy nawet zapewniamy siebie i innych, że "my tacy nie jesteśmy". Gówno prawda. Zawsze jak widzimy nową osobę, to jakieś obrazki stereotypowe w główce się pojawiają ;p Do rzeczy: pracuję w punkcie kredytowym. Z dokumentami na telefon za 3 tysiące złotych przyszedł dziadziuś (28 rocznik!). "Oho, wnusia będzie zadowolona", pomyślałam. No bo taki telefon przecież dziadzia nie bierze dla siebie. Spisaliśmy wniosek, dziadziuś dostał zgodę. Zapytałam się kto będzie spłacał kredyt. Dziadzia mówi, że on. No to podpięłam specjalnie płatne druki (przecież dziadek nie będzie przez neta spłacać). Wszystko mu wytłumaczyłam, po czym rzucam z uśmiechem: "Dla wnuka czy wnuczki taki fajny prezent pan robi?". Odpowiedź mnie zniszczyła: "Oj nieee, moje wnuki wolą iPhone'y. Tę S6 wziąłem dla siebie, żeby była kompatybilna z moim tabletem, bo tablet też mam w Androidzie. Teraz mam telefon na Microsofcie i powiem pani, że system może i zły nie jest, ale na Androida jednak jest więcej aplikacji". Szczęka opadła mi do ziemi. Dziadek lada chwila, a będzie miał 90 lat, a jest bardziej ogarnięty niż niejeden małolat :)
1,189
Kilka miesięcy temu poznałam fajnego chłopaka i cóż... sytuacja zaczęła się rozwijać. Wtedy, jeszcze jako kolega, zaprosił mnie na koncert, oboje słuchamy metalu, chociaż ja wolę lżejsze odmiany, gdy on siedzi w tych "najmocniejszych". Normalnie na tego typu koncert bym nie poszła, bo to za mocne kapele dla mnie... Więc zespołów nie kojarzyłam w ogóle, ale z opisu wynikało, że jedna z kapel pochodzi z mojego rodzinnego miasta. Koncert jak koncert. Poznałam kilku nowych znajomych, wypiłam parę piw, kiedy nagle, gdy czekałam w kolejce do toalety, ktoś puknął mnie w ramię. Obracam się i widzę swojego nauczyciela chemii z liceum. Jeden z lepszych i fajniejszych nauczycieli jakich miałam w czasie całej swojej edukacji. Ubrany był w koszulkę jakiejś kapeli, okazało się też, że ma tatuaże po nadgarstki... Dopiero wtedy sobie uświadomiłam, że nigdy nie widzieliśmy go ubranego inaczej niż w koszulę na długi rękaw. Żywo wypytał mnie o to na jakie studia ja trafiłam, gdzie trafiły inne osoby z mojej klasy. A ja cóż... nie wiedziałam, że mój nauczyciel siedzi w takiej muzyce. Trochę mnie to zaskoczyło. Jeszcze bardziej się zdziwiłam, gdy zobaczyłam go na scenie jako wokalistę, wymalowanego na biało-czarno i obwieszonego ćwiekami i pasami z amunicją...
1,189
W podstawówce chodziłam do klasy z pewną dziewczyną, nazwijmy ją Kinga. Otóż Kinga wtedy otwarcie mnie nie lubiła. Dopiero w 6 klasie zaczęłyśmy normalnie rozmawiać. Gdy poszłyśmy do gimnazjum, znałyśmy tylko siebie, więc byłyśmy na siebie skazane. W połowie 1 klasy już byłyśmy całkiem blisko, a do końca gimnazjum stałyśmy się nierozłączne, wszystko robiłyśmy razem. Kinga na pierwszy rzut oka wydaje się roztrzepana, lekkomyślna i powierzchowna... Generalnie "Carpe diem". Oczywiście zdarza jej się taką być, ale bardzo mało osób wie jaka jest naprawdę. Mimo, że jej rodzice nie zarabiają dużo, kupowali jej dosłownie wszystko co chciała. Nieraz mama dawała jej swoją kartę kredytową, a ta wydawała duże sumy. Mogłoby się wydawać, że ją rozpieścili, sama tak przez jakiś czas myślałam. Odkąd w tamtym roku skończyła 16 lat, myślała o tym, żeby poszukać jakiejś pracy, no i w tym roku znalazła, nawet dwie. Przestała brać od mamy kartę kredytową. Od lutego 4 dni w tygodniu opiekuje się małą dziewczynką, a przez ferie pracowała w kawiarni. Prawie codziennie wracała do domu o 23, a do tego jeszcze musiała znaleźć czas na naukę. Gdy jej mówiłam, że cały czas jest zmęczona i powinna odpocząć, ona trwała przy tym, że chce mieć swoją małą niezależność. Wstyd się przyznać, ale gdybym ja zarabiała, najpewniej odkładałabym wszystko na nowy telefon. Gdy zapytałam się jej co zamierza kupić za swoją wypłatę, odpowiedziała "Zbieram na nowe meble do pokoju mojej mamy, bo tamte są stare, oraz dywan, bo od kilku lat narzeka, że go nie lubi". Dodała też, że robi tak, bo chce się mamie odwdzięczyć za wszystko, co jej do tej pory dała. Słoneczko moje, wiem, że tego nie przeczytasz, ale mimo że Ci tego w oczy nie powiem, to jesteś cudowną osobą i Cię bardzo podziwiam.
1,186
Kiedy byłem mały, często bałem się sam zasypiać w swoim pokoju. Byłem jednak na tyle duży, że chciałem już zasypiać przy zgaszonym świetle jak dorośli i nie bać się żadnych monstrów czyhających w szafie. Wpadłem na genialny pomysł, że będę spał nago, w końcu nawet najgorszy potwór ma trochę wartości moralnych i etycznych i nie będzie zaczepiał małego śpiącego gołego chłopca. Pomyślałem, że będzie się wstydził straszyć kogoś bezbronnego i do tego bez ubrania. Nie przeliczyłem się, żaden potwór nigdy mnie nie odwiedził, a skuteczną metodę stosuję do dziś.
1,185
Wczoraj pokazałam mojemu 70-letniemu dziadkowi grę Pokemon Go na moim telefonie. Dziś wstałam, telefonu nie ma. Mama uspokaja mnie, że dziadek pożyczył, chodzi po mieście i szuka pokemonów. Spoko.
1,184
Mam 25 lat i chcę napisać historię o przyjaźni, która trwa około 20 lat. Od kiedy sięgam pamięcią, zawsze rywalizowałem z moim sąsiadem, a zarazem najlepszym przyjacielem. Były to zabawy, które jak teraz sobie przypominam to dziwię się, że to przeżyliśmy. Często było to rzucanie kamieniami w siebie, lub wyścigi na rowerach z górek bez hamulców (takie czasy), często wychodziliśmy z takich zabaw cali poturbowani, ale nie poddawaliśmy się i dalej walczyliśmy ze sobą. Chcieliśmy być najtwardszymi facetami na wsi. Zawsze byłem tym mniejszym, ale szybszym i sprytniejszym. Pewnego razu zaczęliśmy się ścigać kto zejdzie szybciej z naszej twierdzy na drzewie. Już na początku wiedziałem, że muszę coś wymyślić, bo zacząłem przegrywać na starcie. Mając do ziemi jakieś 5 metrów skoczyłem i wyprzedziłem go w locie. Do czasu aż nie upadłem byłem z siebie dumny, a Piotrek jak zawsze przegrał. Oczywiście nic poważnego mi się wtedy nie stało, ale uświadomiłem sobie, że on też musi kiedyś wygrać. I wygrał, dziś dowiedziałem się, że Piotrek po paru latach walki z rakiem wygrał i wraca do zdrowia. Tak, jesteśmy łysi, on bo nie ma innego wyboru, a ja bo czułem, że tym gestem pomogę mu wygrać.
1,184
Kiedyś dostałam okresu akurat w momencie, kiedy mój tata wyszedł do sklepu. Postanowiłam wykorzystać sytuację i zadzwoniłam do niego, żeby kupił mi podpaski, podkreśliłam, że chcę takie ze skrzydełkami. Tata wrócił, czerwony i wściekły. Rzucił we mnie podpaskami długimi jak kajaki, grubymi jak ja w czasie podstawówki, bez skrzydełek i krzyknął: - Ostatni raz zrobiłaś ze mnie idiotę! Nie mieli żadnych podpasek ze śmigłami!
1,183
Sytuacja sprzed dziesięciu minut: Dziadek wchodzi do salonu i zaczyna się przebierać przy mnie i babci. B.- No co ty robisz? D.- Przebieram się. B.- No widzę! Musisz wnuczce pod nosem? D.- No ale co? Coś mi wystaje? B.- *po cichutku* Ni ma co wystawać... Myślałam, że padnę za śmiechu.
1,182
Jakiś czas temu spóźniłam się na autobus do mojego miasta i musiałam czekać 30 minut na następny. Siedziałam na dworcu, upał 40 stopni. Nagle podszedł do mnie mężczyzna i spytał, czy kupię mu coś do picia, popatrzyłam na niego, a on mówi, że chodzi mu tylko o jakąś wodę, nie żaden alkohol. Powiedziałam, że niestety na dworcu nie ma sklepu, a on pokazał mi gdzie jest, odpowiedziałam, że niestety nie zdążę, bo podjeżdża mój autobus. Niestety nie miałam też drobnych, ale oddałam mu prawie całą butelkę wody, którą miałam przy sobie. W sumie byłam bardzo szczęśliwa, że mogłam pomóc, bo pan bardzo mi dziękował. Gdy ustawiłam się w kolejce, żeby wejść do autobusu, zaczepiła mnie jakaś kobieta, naskakując na mnie, jaka to głupia ta młodzież teraz. Zaczęła krzyczeć, że pijaków wspomagam. Ja jej spokojnie tłumaczę, że dając wodę, nie przyczyniam się do alkoholizmu. Zwyzywała mnie, jaka głupia jestem i że nic o życiu jeszcze nie wiem. Czasem naprawdę zastanawia mnie, skąd biorą się tacy idioci... nie wierzyłam, że można takiego spotkać...
1,182
Cała sytuacja działa się, kiedy miałam jakieś 4 lata. Mam o rok starszego brata i siostrę bliźniaczkę. Wyjątkowo rano tata odprowadzał nas do przedszkola. Zawsze robiła to mama, ale tego dnia nie mogła. Z naszego domu do przedszkola było 15 min drogi z buta. Przedszkole miało duży, ogrodzony metalowym płotem teren. Żeby dostać się do niego z naszej strony, trzeba było obejść całą działkę. Mój brat trzymał tatę za jedną rękę, moją siostrą za drugą, a ja trzymałam ją za rękę. Szłam koło przedszkolnego płotu, gdy nagle moja kurteczka zaczepiła się o płot i zawisłam na nim. Wisiałam tam prawie 15 min. Radziecka zima, więc wiadomo jaka pogoda. Słodka, mała kruszynka marzła. Dopiero po chwili zainteresowała się mną dziewczyna, która szła do pobliskiego liceum. A mój tata? Mój brak zauważył dopiero po "przeliczeniu sztuk" w przedszkolu. I podobno jakieś 10 minut zajęło mu uzgodnienie "którego dziecka brakuje" i "czy na pewno zabrał mnie z domu". Zanim zdążył wyjść na poszukiwanie, dziewczyna z LO z braku pomysłów zabrała mnie do przedszkola, licząc, że się mną zajmą. Od tego czasu kiedy tata miał nas odprowadzać, wiązał nas sznurkiem, żeby nie zgubić ani sztuki.
1,181
Guess who's back, back again. (TSXbz & sqxKn) Miałem nadzieję, że na dwóch wyznaniach się skończy, a tu trzecie. Wiele osób zadało sobie przeze mnie pytanie - czy można mieć aż takiego pecha? Jasna sprawa. Pech towarzyszy mi od zawsze. Bowiem moja mama marzyła o córce, ale na świat wydała trzech synów. W końcu podeszła do tej ostatecznej szansy, modliła się o małą perełkę, której czesałaby włosy i robiła warkoczyki, ale urodziłem się ja. Dlatego mówi się, że moje niepowodzenia to kara za to, że nie odpadło mi jeszcze to coś między nogami. To tak tytułem wstępu, czas przejść do historii właściwej. Wyzdrowiałem, ale nie miałem czasu żeby się nad sobą użalać. Wakacje to ten najcięższy czas w pracy, więc na niej przez jakiś czas opierało się całe moje życie. W końcu nadszedł piękny dzień, dzień, w którym usłyszałem "masz weekend wolny". Łzy szczęścia, wolność i swoboda. Od razu telefon do znajomych, że wbijam na ich imprezę. Krótko po północy, przykra nowina, wódka wyszła. To zebrała się grupa najbardziej kontaktujących i wysłano ją w podróż do całodobowego. W niej oczywiście ja - przewodnik, gwiazda polarna wyznaczająca drogę zagubionym duszyczkom. Moi towarzysze podążali za mną dzielnie, aż do miejsca ze skarbem. Wszystko zakupione, wracamy. Niektórzy nie mogli już się doczekać i idąc popijali nowo nabyty towar. Nagle jedna z dziewczyn wydała ostrzeżenie "będę rzygać", ja oczywiście przygotowany na taką możliwość, podałem jej reklamówkę i przytrzymałem włosy. - Chyba umieram. - Nie umierasz, nie umierasz. Już? - No. - Trzymaj, woda i chusteczki. - Już mi lepiej, dzięki. Tak w ogóle to całkiem słodki jesteś. Na słowo „słodki” mój mózg zareagował „wie o akcji z cukierni, omatkomoja, wie o akcji z cukierni, nie dam rady, musisz się napić”. Wyrwałem jej reklamówkę i sięgnąłem po trunek. Do reklamówki z jej wymiocinami. Wsadziłem tam rękę i zamieszałem próbując coś złapać. Gdy lepkość cieczy dotarła do mojego zamroczonego mózgu, wyjąłem dłoń jak oparzony. Nie mając gdzie otrzeć mazi, wytarłem ją w spodnie i próbując zachować resztki godności jak najszybciej zniknąłem jej z oczu, wysuwając się na przód śpiewającej ekipy. Dała mi swój numer? Nazywa mnie swoim Kłapouszkiem? Ślub w planach? Nie. Wszystkim rozgadała, kumple się pośmiali i już zapomnieli, bo u mnie to typowe, ale jej przyjaciółki patrzą na mnie jak na gwałciciela sadystę. Chciałbym wyrecytować wszystkie możliwe przekleństwa, ale powstrzymam się. I chyba założę tu konto na stałe.
1,180
Hej. Od jakiegoś czasu czytam tutaj różne wyznania. Niestety, ale gdy poznałam tę stronę internetową była ona zupełnie inna. Teraz pod każdym wyznaniem jest przynajmniej jeden komentarz typu: - To nie jest anonimowe! - Po co to piszesz?! - Aha. Strasznie ciekawe. Emocje jak na grzybach. - Tyle ludzi już o tym pisało, po co jeszcze Ty? Naprawdę nie jest to miłe. Pisząc taki komentarz pod czyimś wyznaniem możecie pogorszyć jego stan psychiczny, lub zniwelować dystans do siebie. Nawet nie wiecie jaki macie na to wpływ. Może autor chciał się "wygadać"? Może po prostu było mu ciężko? Postawcie się na jego miejscu. I nie mówię tu o ortografii. Trzeba poprawiać ludzi, aby nie kaleczyli języka. Przemyślcie to. Czy nie lepsza byłaby ta strona, gdyby nie było niepotrzebnego "hejtu"? Nie wiem czy mogę to nazwać konstruktywną krytyką. Mam wrażenie, że wcześniej wchodziłam na "anonimowe" a teraz wchodzę na "anonimowy hejt". Proszę. Pomyślcie co możecie zrobić drugiemu człowiekowi, zanim napiszecie taki raniący komentarz. Cześć.
1,180
Miałam 3 latka, dziadkowie zabrali mnie na krótkie wakacje nad morze. Wieczór, babcia kąpie ukochaną wnusie, nie minęła chwila, źle się poczuła i zemdlała z hukiem uderzając o kafelki. Moja pierwsza myśl - wiadomo wołać dziadka - brawo ja. Lecz zrobiłam to trochę w nietypowy sposób. Nabrałam powietrza i ze wszystkich sił krzyknęłam: Dziaaaaadeeek! Babcia zdechła!!!
1,180
Mam 19 lat. Parę miesięcy temu dowiedziałam się, że jestem w ciąży z moim 22-letnim facetem. Nasi rodzice nie przyjęli tego za dobrze, szczególnie mama mojego lubego, która od początku mnie nie lubiła, PRZY MNIE powiedziała mu, że zmarnowałam mu życie i teraz będzie się ze mną i bachorem męczyć. Z kolei moi rodzice po dwóch tygodniach pretensji odpuścili i nawet subtelnie uśmiechają się na myśl o wnuku. Czego nie wiedzą? Wczoraj podczas badania USG mój ginekolog powiedział mi, że słyszy trzy serduszka...
1,175
Jestem młodym graczem komputerowym. Strasznie lubię robić sobie nocki z jakąś nową grą. Taki już po prostu jestem. Ukończyłem gimnazjum i dostałem się do technikum, a tam potrzeba zaświadczenia od lekarza medycyny pracy. Zawaliłem nockę grając w Wiedźmina, nie wiedząc, że termin wizyty po zaświadczenie wypada właśnie rano. Zakończyłem grę o ok. 6:50, a o 7:02 dzwoni do mnie mama, aby miała pewność, że się obudziłem. Ubieram się i wychodzę razem z ojcem. Na miejscu zastałem czterogodzinną kolejkę i brak siedzeń. Wycieńczony brakiem snu i staniem w poczekalni nareszcie siadam i odpowiadam na pytania pani, która kieruje mnie do innego pokoju. Idę pod ten pokój, wchodzę, tym razem samotnie, bez obecności ojca. Pani doktor prosi o dokumenty itp. Nagle mówi do mnie: - Proszę się rozebrać do połowy. Ja, jakoż iż w tamtej chwili nie łączyłem za bardzo wątków, zaczynam zdejmować buty, spodnie i zaczynam zdejmować majtki. Zawstydzona pielęgniarka oświeciła mnie, że nie o tę połowę jej chodziło. Jej minę zapamiętam na zawsze :)
1,175
Ta sytuacja wydarzyła się dzisiaj popołudniu. Do tej pory nie umiem tego logicznie wytłumaczyć. Mam psa, który robi się nerwowy, gdy ktoś chce wejść do mojego mieszkania. Przejdźmy do sedna. Usłyszałam pukanie do drzwi. Poszłam otworzyć i zobaczyłam... nagiego faceta wymachującego swoim sprzętem. Stanęłam jak wryta, bo pierwszy raz zdarzyła mi się taka sytuacja. Mój pies wyskoczył z pokoju i ugryzł faceta w to, czym został obdarzony. Uciekł jak poparzony. Co on miał w głowie? Do tej pory się zastanawiam. A mój pies to mistrz :D
1,174
Kilka lat temu pojechałam do ciotki w odwiedziny do Londynu. Jako że pełnoletnia jestem od ładnych paru lat, a ciotka do pracy chodziła, postanowiłam sama pójść zwiedzać miasto. Uzbrojona w aparat na szyi i mapę miasta ruszyłam na przygodę. Oczywiście w jedną stronę trafiłam, ale z powrotem było gorzej. Pytałam się ludzi o drogę, ale jak to w dużym mieście, nikt nic nie wiedział. Rozglądałam się w poszukiwaniu ratunku i jest! Blondyn w czapce i okularach, trochę przygarbiony, idzie w moją stronę. Zaczepiłam go i zapytałam o drogę. Ten trochę w szoku, ale mi tłumaczy. Droga była skomplikowana, bo w poszukiwaniu domu szłam w drugą stronę, ale dziękuję mu i notuję sobie wszystko na mapce. Facet popatrzył na mnie z powątpiewaniem i zaproponował, że mnie odprowadzi, bo i tak idzie w tamtą stronę. Ucieszyłam się i nawijam mu po angielsku, że pierwszy raz w Londynie, że jestem z Polski, on najpierw dalej w szoku ze mną rozmawia, ale w końcu śmiejemy się i żartujemy. Sympatycznie nam minęła droga (a był to kawałek), po drodze pokazał mi jeszcze kilka fajnych miejsc, robił mi zdjęcia moim aparatem, nawet zrobiliśmy sobie razem kilka. Niestety wszystko kiedyś musi się skończyć i dotarliśmy do celu naszej wyprawy. Pożegnaliśmy się i wtedy powiedział, że chętnie by się ze mną umówił, ale jutro leci do Ameryki, jednak ma nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy. Trochę mi się smutno zrobiło, ale takie jest życie. Rozeszliśmy się i tak mogłaby się skończyć ta historia, ale to anonimowe :) W domu pokazałam cioci zdjęcia, a ona jakoś dziwnie się na mnie popatrzyła. Podała mi gazetę, a tam na okładce mój blondyn! Okazało się, że gadałam i flirtowałam z Tomem Hiddlestonem. Nie dziwię się, że na początku patrzył na mnie jak na kretynkę. PS Nigdy więcej go nie spotkałam, ale mam fajne zdjęcia i wspomnienie :)
1,174
Może najpierw krótko o sobie. Mam dwadzieścia jeden lat, jestem mężczyzną, natura tak chciała, że daltonistą. Ostatnio obchodziłem urodziny. Zgadnijcie, co dostałem od najlepszej przyjaciółki? Tak, zgadza się - KOSTKĘ RUBIKA :)
1,174
Pewnego pochmurnego, jesiennego poranka jak zwykle szedłem na przystanek żeby dojechać na polibudę. Wytrwale kroczę, jest, w końcu, wyczekany przystanek. Siadam wygodnie, rozglądam się, poszukując czegoś ciekawego wzrokiem. Dostrzegam kątem oka coś sympatycznego. Piękną dziewczynę. Niestety, śliczny obrazek zburzył fakt, że dziewczyna była jakaś smutna, płakała. W mojej głowie wywala błąd. Płacz u tak pięknej dziewczyny to jak błąd w kodzie. To po prostu ze sobą nie gra. Podszedłem. Zrezygnowałem z pytania co się stało. Widać było na pierwszy rzut oka, że to coś grubszego i nie warto. Zamiast tego, z niezrozumiałych nawet dla siebie przyczyn, po prostu przytuliłem tą piękną ofiarę losu. Dziewczyna początkowo mocno zdezorientowana, ale po paru chwilach odwzajemnia gest i też się do mnie przytula. Stoimy tak z dobre 5 minut. Chwilę zapomnienia przerywa nam wyczekiwany przez nas obojga pojazd komunikacji miejskiej. Złożyło się, że akurat oboje czekaliśmy na ten sam autobus. Wsiedliśmy, usiedliśmy razem. Dziewczyna nie puściła tylko mojej ręki. Po około 15 minutach okazało się, że wysiadamy na tym samym przystanku. Dziewczyna pocałowała mnie w policzek i powiedziała dziękuje. Mnie lekko zamurowało, bo moja głowa nadal od przystanku nie skompilowała całego zdarzenia. Jakoś zapomniało mi się poprosić o numer telefonu. Stwierdziłem jednak, że może tak miało być. 30 minut później ćwiczenia z kimś nowym, podobno robi doktorat. Zajęty ostrą wymianą zdań z moim kolegą na temat najnowszej części gry, nawet nie dostrzegłem wejścia ćwiczeniowca na salę. Odwracam głowę i przeżywam lekki zawał serca. Nowym ćwiczeniowcem jest ta piękna ofiara losu z przystanku! Happy endu ze ślubem nie ma, przynajmniej na razie, w końcu to zajęcia na 4 roku, ale nie wiedzieć czemu każde kolokwium czy zaliczenie zdaję na 5. Trzeba przyznać, że jak na płaczliwą ofiarę losu, to skubana ma też tęgą głowę, wykładać mechanikę płynów...
1,173
Jakiś czas temu, gdy wracałam z wykładów z prawa jazdy, postanowiłam zajść do sklepu po tymbarka. Wiadomo, pod kapslem zawsze jest jakiś napis. Byłam bardziej zaciekawiona co jest napisane, niż spragniona. Od razu po wyjściu ze sklepu otworzyłam go. Pod kapslem był napis "Popatrz w niebo". Zrobiłam to. W tym samym momencie ptak zesrał się prosto na butelkę.
1,170
Kiedyś w Krakowie jadąc tramwajem (nr 4) ujrzałem prześliczną dziewczynę. Od razu wpadła mi w oko. Długie blond włosy, całkiem naturalna i przede wszystkim miała bardzo ładny uśmiech. W pewnym momencie zerknęła w moim kierunku, więc uśmiechnąłem się do niej, po czym szybko to odwzajemniła. Jako że nie należę do osób nieśmiałych, które to wgapiają się w panienkę pół godziny, by później szukać jej na spotted bojąc się zagadać, prędko ruszyłem w kierunku niewiasty, jak tylko wysiadł z tramwaju starszy pan siedzący u boku mego anioła. Usiadłem przy niej, nasze uśmiechy znowu się ze sobą spotkały i w tym momencie jak nigdy mnie... zatkało. Do tego stopnia, że nie wiedziałem co mam powiedzieć, jak zagadać. Jak debil więc, pełen emocji, wypaliłem do blondwłosej damy, tekstem znanym z internetu: - Hej, też jedziesz tym tramwajem? Dziewczynie momentalnie uśmiech z twarzy przerodził się w minę zażenowania. Uniosła tylko jedną brew nad swym pięknym niebieskim okiem i odrzekła: - Nie, ja jadę piątką... Po czym założyła słuchawki i odwróciła wzrok w stronę okna.
1,169
Historia, którą tu opisze działa się dobre 50 lat temu. Moja babcia i dziadek poznali się przypadkiem, wpadając na siebie na ulicy. Od razu się w sobie zakochali. Przeżyli namiętny rok pełen miłości, kiedy to w ich życiu pojawiła się osoba trzecia. Pewna Grażyna stwierdziła, że dziadek musi być jej. Doprowadzała do dwuznacznych sytuacji. Dziadzio nigdy nie lubił się tłumaczyć, nie chciał o tym rozmawiać… W pewnym momencie babcia przestała dziadkowi ufać. Zaczęli się kłócić, dziadek opowiadał, że kilka razy prawie się pobili. Po kolejnym roku kłótni, rozstali się. Nie potrafili jednak bez siebie żyć. Babcia pewnego dnia pojawiła się w drzwiach mieszkania dziadka i powiedziała "Powiedz mi tylko prawdę, ja Ci wszystko wybaczę" No i dziadek przyznał się do zdrady. Tydzień temu odszedł. Był do tego przygotowany. Cała rodzina siedziała przy nim. Tuż przed śmiercią, chwycił babcie za rękę i powiedział "Kochana, ja Ciebie tak naprawdę nigdy nie zdradziłem. Przyznałem się, bo nie chciałem Cię stracić drugi raz, a bałem się, że mi nie uwierzysz. Jesteś kobietą mojego życia." I zmarł. W sumie nie wiem jak to skomentować.
1,169
Historia sprzed roku. Miałam bardzo zły dzień. Zostałam oskarżona o popełnienie błędu w pracy, który tak naprawdę zrobiła inna osoba. Mimo moich tłumaczeń szef się na mnie wydarł i nie uwierzył w żadne moje słowo (szef mnie nie znosił, niestety nie wiem czemu). Potem spóźnił mi się autobus do domu, a jak już dotarłam do mieszkania, potknęłam się o stojący w przedpokoju wieszak. Żeby uchronić się przed upadkiem złapałam się szafki - takiego lekkiego, niedużego regału - który też się przewrócił i cała zawartość się z niego wysypała. Wszystko to tak mnie zdołowało, że wybuchnęłam głośnym płaczem. Siedziałam tak na ziemi, zanosząc się nieprzerwanym szlochem, dobre kilkanaście minut, gdy nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Otworzyłam i kogo widzę na progu? Dwóch policjantów. Pierwsza myśl - komuś bliskiemu coś się stało. Druga - jestem o coś oskarżona, zaraz mnie aresztują. Tymczasem panowie pokazali odznaki i spytali, czy mogą wejść. Zapytali co się stało i czy jestem tu sama. Opowiedziałam im całą historię - o pracy, o autobusie, o wieszaku, o regale... i rozpłakałam się raz jeszcze (wiem, beksa jestem, ale byłam przed okresem, w fazie całkowitego rozchwiania emocjonalnego). Panowie posadzili mnie na fotelu, jeden zrobił herbatę, drugi został i mnie pocieszał. Gdy się uspokoiłam postawili mi regał i powiedzieli, że zadzwoniła po nich moja sąsiadka, bo słyszała dziwne hałasy. Policjanci poszli, a ja udałam się do owej sąsiadki. Jest to starsza, bardzo miła pani, którą dość rzadko spotykam. Powiedziała, że słyszała hałas i mój płacz i wystraszyła się, że coś mi się stało. Jej postawa i troska mnie rozczuliły, dlatego zaczęłam regularnie do niej wpadać, zawsze przynosząc jakieś ciastko lub owoce. Pani Zuzanna ma chore stawy, więc rzadko wychodzi z mieszkania i takie spotkania ją cieszą. Jakiś czas później, kiedy wybrałam się do sąsiadki, drzwi otworzył mi wnuk pani Zuzanny. Dużo mi o nim opowiadała, ale wtedy spotkałam go pierwszy raz. Jest w moim wieku i nieprzyzwoicie przystojny. Powiedział, że babcia jest w szpitalu na badaniach i zaprosił mnie na kawę. Ach, to życie, nie? Pisze niepodziewane historie. Z Kamilem jesteśmy razem już od 6 miesięcy. W pracy ważny klient wybrał mój projekt (pracuję w branży reklamowej), co wpłynęło na stosunek szefa do mnie - w końcu zostałam doceniona i to mnie strasznie cieszy. Rodzice oddali mi swój stary samochód, więc nie jetem zależna od autobusów. Jedynie z regałem mi się nie układa - ostatnio znów go przewróciłam - upadł mi prosto na stopę... Gips ściągam za tydzień.
1,169
Trafiłem na jedną opowieść z czasów wojny, więc i ja dodam kolejną. Moja rodzina od pokoleń mieszka na wsi, której Niemcy strzegli jak oka w głowie. Pewnego dnia dotarła wiadomość, że główny oficer wyjechał. Z tej okazji moja prababcia postanowiła zabić jedna świnkę, aby mieć mięso. Pech chciał, że jeden sąsiad otrzymywał trochę grosza od Niemców, więc gdy tylko się o tym dowiedział, natychmiast poleciał im to zgłosić. Nie zwiastowało to niczego dobrego. Gdy oficer wrócił, natychmiast udał się do prababci, jednak nie zastał jej w domu. Natychmiast kazał ją znaleźć. Dostał informację, że znajduje się ona na polu, więc zaczęli jej tam szukać. Prababcia leżała w polu i nie mogła się ruszyć, mimo że słyszała zbliżających się Niemców. Nagle jeden z nich nadepnął na nią, ale szybko powiedział: "Leż cicho". Odwrócił się do swojego kolegi i krzyknął po niemiecku: "I czego leziesz za mną? Idź obok, bo nam ucieknie, a tak to może szybciej znajdziemy". Widać byli wśród nich i dobrzy ludzie. Szkoda, że tak niewiele mogli zrobić.
1,166
Kilka słów wstępu... Mam przyjaciela - Marcina. Marcin jest przystojnym mężczyzną ze złotym sercem. Ma 26 lat. Ja - 23 lata, ułożona, drobna, odważna, brunetka z piwnymi oczami. Mieszkamy w odległości 2 km od siebie w jednym z dużych miast. Każde z nas ma pracę i wynajmuje mieszkanie. Poza długim stażem przyjaźni i wieloma godzinami picia wina, łączy nas nałogowe czytanie anonimowych oraz spora ilość nieudanych związków. Ostatnio nawet śmieliśmy się, że mamy już nawet swój "rytuał rozstaniowy". Marcin po ostatnim swoim rozstaniu z pewną kobietą, powiedział, że na razie da sobie spokój. Jak będzie, to będzie. Ja natomiast byłam wtedy w związku z Tomkiem, który okazał się dupkiem do granic możliwości, więc rozstaliśmy się. Jak to w takiej sytuacji bywa, należy uruchomić "rytuał rozstaniowy". Dzwonię do Marcina. Ja: Hej, kup wino i wpadaj. Marcin: Jezu, już myślałem, że weźmiesz z nim ślub! Przecież już trzy miesiące się spotykaliście! :D Przyjechał, opowiedziałam mu wszystko. Dobrze, że kupił więcej wina, a i ja coś jeszcze miałam:) No i zeszliśmy na temat seksu. Nie było to dla nas krępujace w żaden sposób (wino+wieloletnia przyjaźń). Opowiadaliśmy sobie kto był jaki w łóżku i takie tam. Nagle Marcin powiedział : "No, ciekawe jaka ty jesteś w łóżku, pewnie nawet nie umiesz się całować". Był to oczywiście żart, ale stwierdziliśmy, że w sumie wiemy o sobie wszystko poza tym. Zaczęliśmy się więc całować. Nagle pod wpływem wina, emocji i przyjemnego pocałunku zaczęliśmy się nawzajem rozbierać i wylądowaliśmy w łóżku. Nigdy w życiu nie przeżyłam czegoś wspanialszego (mówię tu oczywiście o doznaniach cielesnych). Na drugi dzień Marcin znowu został u mnie, na trzeci też, i tak minął mam rok. Marcin zrezygnował z drugiego mieszkania i przeprowadził się do mnie, gdyż moje mieszkanie jest większe. Jednak mimo tego, że jest jak jest (nadal ze sobą sypiamy), żadne z nas nie składało żadnej deklaracji. Jednak przestaliśmy chodzić na randki i skończyły się nasze problemy z płcią przeciwną. Ogólnie jesteśmy szczęśliwi. A teraz najważniejsze... Dla Was jest to anonimowa historia jakiejś dziewczyny o jakimś chłopaku. Jednak ja wiem, że Marcin na pewno to przeczyta. Domyślam się też, że będzie wiedział o kim piszę :) Tak więc mam dla Ciebie wiadomość, Marcinku... JESTEM W CIĄŻY :)
1,166
Kiedyś napisałem "wyznanie" a raczej historyjkę o ASG. Niedawno wydarzyło się coś, co pasuje do tematyki. Historia jak z taniego romansidła, ale zapewniam, ze autentyczna. Repliki ASG (To takie karabiny na plastikowe kulki) często kupuję używane, albo sprzedawane w niższych cenach, bo wolę wydać 600 zł za Scara dobrej firmy (Scar - model broni), niż 1100 zł. I tym razem też tak zrobiłem. Z nudów szperałem sobie na pewnym forum, akurat zbierałem się do kupienia jakiegoś fajnego pistoletu. Znalazłem. Przystępna cena, na zdjęciach ładny stan, miłe dodatki w postaci jakichś tam magazynków, gazu i innych takich. Dziewczyna (bo to była dziewczyna) mieszkała niedaleko mnie, więc zadzwoniłem, umówiłem się na wizytę - wiecie, jak jest możliwość, to fajnie obmacać przed zakupem (replikę, nie dziewczynę). Przyjeżdżam, obczajam pistolet, jak dla mnie stan taki, że przeżył może dwie-trzy strzelanki, także bardzo dobry, tylko wyczyścić i jak nowy. Chwilkę pogadałem z nią, okazała się super dziewczyną, a sprzedaje klamkę, bo był to prezent od byłego chłopaka. Chciała się pozbyć pistoletu, dlatego tak tanio. Chwilę pogadaliśmy, zapłaciłem, wsadziłem zdobycz do plecaka i poszedłem. Była godzina 21. Gdy przechodziłem przez pewne miejsce w moim mieście, od razu spotkałem znajomych. Były to typowe drechole, ale znałem ich od gnoja, więc mimo że dres ze mnie żaden, to lubiliśmy się. No i piąteczki, teksty typu "siema mordeczko", chwila gadki i poszedłem dalej. Nie uszedłem daleko, przechodząc przez ciemny zakamarek mojego ukochanego miasta maczet, usłyszałem krzyk kobiety. Podbiegłem do rogu budynku i widzę jak dwóch typków przyparło do ściany jakąś dziewczynę. Pomyślałem co tu robić, jak sam tam wyjdę to po mnie, jak pobiegnę po kumpli, to goście zdążą już coś jej zrobić. No to trudno, idę. Ale zatrzymałem się w półkroku i przypomniałem robię o replice. Wyjąłem pistolet z plecaka, wyszedłem na kozaka i krzyczę żeby spie*****li. Jak zobaczyli mnie z klamką to od razu wzięli nogi za pas. Podchodzę do dziewczyny i pytam czy wszystko w porządku, ale ta była zestrachana, że mam broń. Nagle przybiegli koledzy z ławki. Zobaczyli mnie z pistoletem - "no no, stary, miałem cię za takiego nieszkodliwego". Wtedy już mogłem powiedzieć, że to tylko replika, bo nawet jakby tamci usłyszeli, to stało teraz tutaj sześciu moich ziomków, którzy przybiegli i jak tylko usłyszeli krzyk. I co się okazało? Że to była siostra tej samej dziewczyny, od której kupiłem pistolet! Nie, nie jesteśmy parą. Ale chyba do tego zmierza ;)
1,166
Pracuję w nieciekawej okolicy. Za każdym razem, kiedy wracam z drugiej zmiany i kieruję się w stronę autobusu nocnego, w jednej dłoni ściskam kurczowo gaz pieprzowy, a drugą - przyciskam mocno torebkę do boku. Kilka dni temu kończyłam pracę koło północy. Wsiadam do upragnionego autobusu - na tyle siedzi kilka osób, reszta pojazdu zionie pustką. Zaczynam kierować się w stronę frontu, gdy nagle zauważam stojącego tyłem do mnie mężczyznę, spoglądającego w dół. Widzę jedynie jego plecy i rękę. Poruszającą się rytmicznie rękę. W tym momencie moje ciśnienie gwałtownie skacze. Autobusowy onanista w swym naturalnym środowisku. Rozważam pozostanie na tyłach, jednak czeka mnie długa trasa, a ja muszę kupić bilet. Staram się nie patrzeć na mężczyznę, targa mną obrzydzenie przemieszane z wściekłością i zgorszeniem. W uszach dudni mi krew, boję się, że gdy wejdę w pole jego widzenia, zaczepi mnie lub zrobi coś gorszego. Powoli postępuję kilka kroków w przód. Gdy zrównuję się z mężczyzną, ostrożnie, jedynie kątem oka spoglądam na niego. I widzę. Sympatycznie wyglądającego starszego pana, siłującego się z zaciętym suwakiem przypiętej w pasie "nerki"...
1,166
Odkąd trafiłam do tworu zwanego gimnazjum, miałam duże problemy z fizyką, a że jakieś ambicje intelektualne miałam, ciężko pracowałam, żeby w końcu dostać upragnioną piątkę. Mimo starań włożonych w naukę tego przedmiotu z niewiadomych przyczyn nigdy nie wybiłam się poza słabą czwórkę - najwyraźniej nie miałam w głowie tego "czegoś" - za to długie godziny spędzone nad zagadnieniami fizyki sprawiły, że bardzo ją polubiłam i zdecydowałam się kontynuować ją w liceum w zakresie rozszerzonym. Niestety, kolejne trzy lata spędzone z fizyką niewiele zmieniły, byłam jedną z najsłabszych osób w grupie, ale nie poddawałam się. Przełomowym momentem był dla mnie styczeń klasy maturalnej, kiedy mój nauczyciel fizyki powiedział, że nie wyobraża sobie, żebym uzyskała dobry wynik na maturze. Zdecydowałam wtedy, że nie mogę pozwolić, aby miał rację i wytężyłam swój umysł jeszcze bardziej, pracowałam jeszcze ciężej, aby mój wynik na świadectwie był jak najwyższy. Dziś jestem doktorem Wydziału Fizyki prestiżowej uczelni, maturę zdałam na niemal 100%, a mojego nauczyciela często widuję na różnych konferencjach naukowych, kiedy to zwraca się do mnie "pani doktor", a ja za każdym razem mam w głowie jego słowa. Żartuję. Miałam 32% i od czasu skończenia liceum pracuję w Anglii. Miał rację.
1,165
Historię przypomnieli mi rodzice podczas dzisiejszego obiadu. Miałam wtedy około 10 lat. Wiedziałam czym są prezerwatywy i do czego służą (niestety). Jako dzieciak bardzo lubiłam grzebać rodzicom w ubraniach, często je ubierałam i udawałam, że jestem dorosła (do czego mi się wtedy spieszyło?!). Pewnego pięknego dnia, z racji późniejszej godziny lekcji w szkole, mając pusty dom, stwierdziłam, że się poprzebieram. W tym okresie była "faza" na taki luźny, skejterski styl. A więc tym razem moim celem była szafa taty. Grzebię, grzebię, znalazłam kilka fajnych rzeczy, aż nagle... czuję jakieś małe pudełeczko. W głowie już wizja słodyczy, a więc czym prędzej wyciągam znalezisko. Tak, zgadliście, to były prezerwatywy. Nie wiem co miałam wtedy w głowie, ale werdykt był niepodważalny: tata zdradza mamę. Przecież nie było opcji, żeby moi rodzice uprawiali seks, niby kiedy i gdzie, poza tym... nie, oni i seks? Nie w tym życiu! Moi rodzice na pewno nie. Zostało tylko jedno obmyślić plan, jak zawiadomić mamę, że muszą wziąć rozwód. Cały dzień w szkole z natłokiem informacji nie byłam w stanie się skupić. Trzeba jakoś rozładować emocje, nie mogę być jedyną osobą, która wie. Postanowiłam wyżalić się koleżance, której rodzice są właśnie po rozwodzie. Udałyśmy się więc w najbardziej tajne szkolne miejsce, czyli toalety. Dla totalnego kamuflażu nawet zgasiłyśmy światło. Opowiedziałam jej co się stało. Zaczęłyśmy obmyślać już gdzie i z kim będę po rozprawie mieszkać. Reszta dnia w szkole zleciała na planowaniu jak porozmawiać z rodzicami. Kiedy wróciłam do domu, od razu zarządziłam rodzinne spotkanie w kuchni. Kazałam rodzicom usiąść naprzeciwko siebie i nie mówić nic, dopóki ja nie skończę. Tutaj zaczyna się istne apogeum żenady. Moja wypowiedź brzmiała mniej więcej tak: Mamo, tato. Podejrzewam, że jest to jedna z naszych najtrudniejszych rozmów w życiu. Zacznę od mamy: mamo, jesteś świetną kobietą, cudowną matką i zasługujesz na wszystko co najlepsze w życiu, dlatego musisz poznać prawdę. Tato, ty natomiast całe życie byłeś dla mnie wzorem do naśladowania, uważałam, że jesteś porządnym człowiekiem. Nigdy bym nie pomyślała, że byłbyś w stanie to zrobić. Chcę, żebyś wiedział, że mój szacunek do ciebie spadł do poziomu 0. Otóż rodzice, ciężko mi to inaczej powiedzieć, więc walnę prosto z mostu: mamo, tata cię zdradził i mam na to niezbite dowody! Wtedy rzuciłam na stół opakowanie prezerwatyw. Po czym dodałam: zdecydowałam, że po rozwodzie chcę mieszkać z mamą. Spodziewałam się płaczu i krzyków, wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy patrząc na rodziców ujrzałam, jak zerkają na siebie i się śmieją. Zaraz po tym tata wyszedł, a mnie i mamę czekała bardzo trudna rozmowa o tym, że ludzie w wieku przed 40 również uprawiają seks w małżeństwie.
1,164
Opowiem wam historię, która miała miejsce parę lat temu, gdy byłem jeszcze gimbusem. Wszystko zaczęło się, gdy moi rodzice pojechali do Norwegii na feriach, by odpocząć od swoich obowiązków (byłem pod opieką pełnoletniego rodzeństwa). Tego feralnego dnia powiedziałem mojemu bratu, że idę z kolegami do pobliskiej restauracji na przysłowiowego "kebaba" i wrócę nieco później (rodziców nie było, więc spokojnie mogłem wrócić o 12). Lecz miałem inne plany: w tym dniu moja koleżanka miała urodziny, więc wraz z kolegami pieniądze, które mieliśmy wydać na jedzenie wydaliśmy na alkohol dla naszej solenizantki. Po imprezie i spożyciu (jak na tamten wiek dużej dawki alkoholu), postanowiłem wrócić do domu (chodziłem w miarę prosto, trochę kręciło mi się w głowie, lecz najgorszym problemem był zapach wódki, którą można było ode mnie wyczuć). O wspomnianej godzinie wróciłem do domu. Lecz gdy szedłem do drzwi, przez okno tarasowe zobaczyłem, że mój brat czeka na mnie w salonie, oglądając film. Więc pomyślałem, że jak zadzwonię do drzwi, mój brat mi odtworzy i będzie kazał mi chuchać (gdyby wyczuł ode mnie alkohol, nie pozwoliłby mi wychodzić do końca ferii, bo za mnie odpowiadał). No i gdy w końcu podszedłem do drzwi, myślałem jak by tu ukryć zapach wódki. W końcu dostrzegłem moje wybawienie - karma dla psa :D Tak, zjadłem garść karmy dla psa, która była tak okropna, że mój pies nie chciał jej jeść. No i gdy zjadłem swoją niecodzienną kolację, zadzwoniłem do drzwi. I tak jak myślałem, mój brat mi otworzył drzwi i z progu powiedział: - Chuchaj. - Dobra - odpowiedziałem z uśmiechem na ustach. Gdy mój brat poczuł przykry zapach z moich ust, zapytał z zakrzywioną miną: - Gdzie ty kurna tego kebaba jadłeś? I właśnie tak ratuje się z opresji. PS. Przez 15 minut mycia zębów, nie mogłem usunąć zapachu psiej karmy :D
1,161
Pamiętacie scenę z serialu ''Przyjaciele'', w której wszyscy zastanawiają się czym właściwie zajmuje się Chandler? To jest pikuś w porównaniu do mojej rodziny. Nie mam złych rodziców. Zawsze chodziłam najedzona, czysta, lekcje zawsze miałam odrobione. Dzieliła nas ogromna różnica wiekowa i pokoleniowa (mam 20 lat starszego brata i 17 lat starszą siostrę) i może dlatego za bardzo nie interesowało ich co lubię, a czego nie - bo w tym wieku już im się po prostu nie chciało. Rodzeństwo ma już swoje rodziny i o ile mogłam liczyć na dyskrecję i drobne np. kiedy zaczęłam palić papierosy, to również nie interesowali się specjalnie moim życiem. Rodzice od bardzo dawna są już na emeryturach i dla nich liczy się działeczka, Familiada w niedzielę, karty z sąsiadami i takie tam - jak to emeryci. Nawet jak pojechałam na Woodstock w wieku 17 lat, to nikt do mnie nawet nie zadzwonił, czy żyję :) Jak ukradziono mi na ulicy portfel i wracałam od koleżanki ponad 50 km do domu rodzinnego stopem, to jedyne co usłyszałam to zdawkowe "Anka, ty jesteś zdolna, w życiu sobie poradzisz". Ja tu przerażona, roztrzęsiona, zziębnięta przeżywam swojego pierwszego stopa w życiu i słyszę, że sobie poradzę - no szlag mnie trafia. Do sedna. Mieszkam z chłopakiem w miejscowości oddalonej o 50 km od rodzinnego domu. Rodzice lubią mojego chłopaka, zresztą z wzajemnością. Mój chłopak tak chwali moich rodziców, że fajni, że go lubią, że ochy i achy. Nieraz starałam się ostudzić jego ''miłość'' do przyszłych teściów, że tak mu się tylko wydaje. Marudziłam mu, że wszystko zawsze załatwiałam sama, nie zwierzałam się rodzicom z niczego, bo kiedy zaczynałam mówić to słyszałam ''cicho, bo Familiada się zaczyna''... Oczywiście mój facet mi nie wierzył, twierdził, że przesadzam. Okazja natrafiła się szybko: ja skończyłam studia broniąc się na 5, a tydzień później jechaliśmy do mojego ojca na imieniny. Było moje rodzeństwo z rodzinami, rodzice oraz ja z moim lubym. Imieniny trwają w najlepsze, po czym wstaję i mówię, że mają magistra w rodzinie - skończyłam studia i obroniłam się na 5. Chórkiem wszyscy rzucili "gratuluję", nikt mnie nie przytulił, nawet ręki mi nikt nie podał - standard. Po czym zadaję bardzo ważne pytanie: "Droga rodzino, dziękuję za gratulacje. A teraz konkurs: jaki kierunek studiów skończyłam?". Cisza. W końcu mama się wyrwała "bankowość!". Nie. Siostra: "ekonomię!" Nie. Mojemu facetowi coraz bardziej kopara opadała. W końcu cała rodzina się poddała. "Administrację, do cholery! Milion razy wam mówiłam!". Podsumowanie mojej mamy "przecież to jeden pies". I wszyscy wrócili do jedzenia ciasta. Od tamtej pory mój facet próbuje ''wyciągać'' ze mnie różne zwierzenia... tak się przejął tą sytuacją, że chyba stara się nadrobić te wszystkie lata, kiedy nikt nie miał czasu mnie wysłuchać :)
1,159
Moja córka była komunistką. Na początku myślałem, że to zwykłe śmieszki, typowe dla tego pokolenia, jednak ona coraz bardziej się wkręcała w to i coraz głośniej wyrażała swój zachwyt dla komunistów. Miarka się przebrała, gdy zawiesiła czerwoną flagę z sierpem i młotem u siebie w pokoju. Rozmowy o komunizmie (poważne), przykłady zbrodni komunistów na całym świecie, ich perfidie oraz zakłamanie nic nie dawało. Historie dziadka i babci, którzy doświadczyli piekła komunizmu na wschodzie kraju - olała. Dopiero jak wprowadziliśmy cudowne hasła komunistyczne w czyn i pojawiły się konsekwencje w postaci: - zabrania kieszonkowego jakie dostawała od nas i rozdzielenia go po równo z wszystkimi domownikami; - równy podział pieniędzy za wykonane obowiązki domowe (córka jest najstarsza, 16 lat, wobec czego ma ich najwięcej, ale za to dostaje najwięcej pieniędzy do premii, w dobrym miesiącu jest to nawet stówka) pomiędzy całe rodzeństwo (najmłodszy, 5 lat, dostaje złotówkę za sprzątanie pokoju); - zabranie drogiego, kapitalistycznego telefonu i danie jej zwykłego telefonu dla "plebsu"; - zabranie wszystkich oszczędności i władowanie w średniego syna (córka dobrze się uczy, synuś potrzebuje dużo korepetycji, a musi być równy poziom wiedzy, prawda?); - wymiana garderoby na ciuchy z lumpeksu plus przymus współdzielenia ich z resztą rodziny. Wytrzymała trzy tygodnie, po czym uznała, że jednak woli kapitalizm. Mi i żonie ulżyło, bo został tydzień, by wprowadzić kolejna zasadę: - wymordowanie inteligencji.
1,159
Historia działa się kilkanaście lat temu. Gdy miałam około 2-3 lat, kuzynka mojej mamy wzięła mnie na spacer. Po jakimś czasie ciocia ujrzała na drodze księdza i powiedziała do mnie: Zobacz idzie ksiądz, jak będzie koło nas powiedz: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Ja jako małe dziecko najwyraźniej nie byłam w stanie tego zapamiętać, gdy ksiądz przeszedł koło mnie wypaliłam: „Cześć Chrystus!” Mina księdza pewnie była bezcenna. Żałuję, że tego nie pamiętam :D
1,158
Niedawno złapałem świnkę. Mam ponad 30 lat. Nic przyjemnego - im człowiek starszy, tym ciężej przechodzi się taką chorobę. Dlatego też zainwestowałem w prywatnego lekarza. Chciałem bowiem, aby po wszystkim szybko sprawdził czy nie mam jakichś powikłań. Staram się o dziecko, a słyszałem, że świnka w tak późnym wieku czasem może prowadzić do bezpłodności. Przyszedłem do kliniki. Pani doktor (całkiem ładna trzydziestka) zbadała mnie i powiedziała, że choroba już minęła. Dała mi też mały pojemniczek na próbkę nasienia. Powiedziała żebym poszedł do ubikacji "zrobić co trzeba". Zdziwiłem się, bo byłem święcie przekonany, że w prywatnych placówkach, w których to pacjenci zostawiają niemało kasy, są specjalne pomieszczenia do tego typu zabiegów. No, wiecie - dyskretne, sterylne miejsce ze świerszczykami, miękkimi chusteczkami i wygodnym fotelikiem. Cóż - poszedłem więc do ubikacji. A raczej kibla przez duże KA. Klop był koedukacyjny. Zamknąłem się w kabinie, która chyba dawno nie była tknięta przez mopa. Brud, smród i ubóstwo. Deska oszczana, papieru smętna resztka. Gorzej niż w szalecie na dworcu. No, nic. Rozsiadłem się na, wyłożonej ostatnimi skrawkami papieru toaletowego, muszli i przystąpiłem do roboty. Jeszcze nigdy walenie konia nie zajęło mi tak dużo czasu. Co chwilę ktoś pukał do drzwi ubikacji i krzyczał teksty w stylu "No, wychodź pan wreszcie!". Na domiar złego bateria w komórce mi padła, więc nie mogłem sobie pomóc jakimś filmikiem dla dorosłych, czy chociażby zdjęciem roznegliżowanej pani. Siedziałem tam z 20 minut, zestresowany i zniesmaczony sytuacją. W końcu się udało. Wyszedłem z ubikacji czerwony niczym buraczyna i spocony jak po dwóch godzinach crossfitowego wycisku. Ludzie w poczekalni patrzyli na mnie jak na jakiegoś psychola. Przetruchtałem szybko przez korytarz i niczym pocisk wpadłem do gabinetu. Kiedy zamknąłem za sobą drzwi, wydałem z siebie takie głośne "Uffffff!" i podałem pani doktor próbkę mojej "spuścizny". Lekarka spojrzała na mnie, kiedy wydarłem jej stertę chusteczek z podajnika i zacząłem osuszać sobie nimi czoło. Następnie zerknęła na próbkę i znowu na mnie. Uśmiechnęła się uroczo i rzekła: - Ależ proszę pana. Miał mi pan przecież przynieść próbkę moczu... Na Trygława i Swaroga! Poczułem się taki niedoceniony... Pe-es. Później ostatecznie przyniosłem prawidłową próbkę siebie. Pe-es dwa. Żona w ciąży. Klękajcie narody!
1,157
Przybijając obraz w jadalni chciałem położyć młotek na szafce, ale nie patrzyłem jak go kładę i spadł mi centralnie na palec u nogi, ten obok dużego palucha. Wkurzony i prawie ze łzami w oczach kieruje się do rodzicielki, która coś gotowała w kuchni, po jakąś maść czy co. Opierając się o krzesła w jadalni nie zauważyłem wystającej nogi od stołu (który jest masywny, bo można go rozkładać) i walnąłem... OCZYWIŚCIE W TEN PALEC! Z bólu nie wytrzymuję, wołam o pomoc i JEST, słychać głos tuptania... mojego 4-letniego brata, który z prędkością światła biegnie do mnie zobaczyć co się dzieje i staje oczywiście na tę nogę i na ten PALEC, bo nie zauważa... Boli? To jeszcze nic! Z bólu nie mogę założyć buta, więc idę na bosaka do samochodu z pomocą mamy. Wychodząc z domu uderzam w próg w, a jakżeby inaczej, TEN PALEC. Jeszcze żyję!, myślę, byle do samochodu! Tia... Wsiadam do auta, moja rodzicielka chcąc mi pomóc zamyka drzwi z mojej strony... i przytrzaskuje mi WSZYSTKIE PALCE U NOGI! Jestem strasznym leniem, a ten obraz miałem powiesić 2 miesiące temu. Jak się zabrałem, tak wylądowałem w szpitalu, gdzie na koniec "przemiła" pielęgniarka zrzuciła teczkę z dokumentami na... moja stopę...
1,157
Alkoholu spróbowałem po raz pierwszy w swoim życiu mając niecałe 17 lat, podczas imienin mojego (bardzo lubującego się w trunkach) wujka. Rodzinka twierdziła, pomimo moich zaprzeczeń, że jest to idealna okazja, abym w końcu skosztował owego oczyszczonego przez bogów napoju. "Lepiej żebyś pierwszy raz ubzdryngolił się przy nas, he he, zaoszczędzisz sobie wstydu!". Przepiłem wszystkich, łącznie ze wspomnianym wcześniej wujaszkiem. Dostałem szlaban na całe wakacje.
1,156
Na dzień dzisiejszy mam 19 lat i nie znam mojego prawdziwego ojca. Był alkoholikiem, a moja mama jak miałam 3 latka wyszła za innego faceta. I wiecie co jest w tym wszystkim najlepsze? Ma z moją mama 3 córki, których nigdy nie traktował inaczej niż mnie. Mogłabym powiedzieć, że traktował mnie nawet lepiej. Nigdy na mnie nie nakrzyczał ani nigdy nic mi nie zakazywał. Kiedyś rozmawiając z ciocią ta uzmysłowiła mi, że tata nigdy nie chciał, żebym czuła się gorsza. Cale życie bał się, że powiem mu, że nie jest moim prawdziwym ojcem... To się nazywa być prawdziwym rodzicem.
1,155
Moja mama jest osobą, która różne sytuacje odczytuje jako znaki, np. jak swędzi lewa ręka to na pieniądze, prawa z kimś się przywitam. Pewnego dnia swędziała mnie lewa stopa, z ciekawości poszłam do mamy i spytałam się co to znaczy jak swędzi lewa stopa. Liczyłam na odpowiedź w stylu: będziesz gdzieś jechać, podróżować. Ona natomiast mówi do mnie: - Pewnie masz grzybicę.
1,155
Mój chłopak jest wojskowym. Przyjechał na przepustkę w ten weekend do mnie do mieszkania. Tak się złożyło, że moja współlokatorka wyjechała w nasze rodzinne strony - chata wolna, można szaleć. Jednak byłam po 13 godzinach pracy, doliczając jeszcze 2 godziny dojazdu po prostu padłam na łóżko i zasnęłam. Miałam wystrzałowy, erotyczny sen. Taki, że doszłam chyba w nim z trzy razy, a rano czułam się jak bogini. Mówię wam, jakby ktoś moje zmęczenie z mięśni zabrał, i tchnął we mnie nowy żywot! Rano przy śniadaniu powiedziałam o tym mojemu ukochanemu. Ten się zaczął śmiać tak, jakby miał atak głupawki. Okazało się, że "wziął mnie na śpiocha". Gdy zobaczył mnie śpiącą w łóżku, zobaczył, że koszulka mi się tak fikuśnie podwinęła i wypadł cycuś. Nakręcony przystąpił do działania i był pewny - jak jęczałam, to się na pewno obudziłam i jest mi świetnie. Tak doznałam świadomego/nieświadomego seksualnego snu.
1,155
Jestem rudy (proszę nie przestawać czytać). W gimnazjum moi jakże pomysłowi koledzy wymyślili dla mnie ksywę "ogniste krocze". Tak, dokładnie. Później w szkole średniej już nikt tak mnie nie nazywał, było minęło, urocze przezwisko przepadło. Miesiąc temu, pewnego kwietniowego południa siedziałem z moją dziewczyną w przyakademickiej kawiarence czekając na zajęcia. Rozmawiamy, żartujemy, atmosfera bardzo przyjemna. Nagle otwierają się drzwi wejściowe, widzę w nich dwie znajome twarze. Dwie koleżanki z klasy gimnazjalnej wchodzą do środka, przeczesują wzrokiem wnętrze, w końcu ich wzrok zatrzymał się na mnie i wtedy jedna z nich wykrzykuje: - Rany boskie, Aniela! Czy to nie jest przypadkiem nasze ogniste krocze?! Na szczęście ukochana po krótkim wyjaśnieniu całej tej niezręcznej sytuacji zaczęła się śmiać, jednak zaraz przyznała, że przezwisko niestety ma się nijak do rzeczywistości :/
1,154
Około miesiąc temu pożyczyłem mojej dziewczynie samochód. Tego dnia miała zrobić zakupy, a później mieliśmy spędzić wieczór razem. Po około dwóch godzinach zadzwoniła do mnie moja wybranka serca i powiedziała: "Samochód się zepsuł." Zdziwiłem się, bo samochód był świeżo po dużym przeglądzie, wszystko było ok, nigdy mnie nie zawiódł. Zapytałem: "A co się dzieje?". Powiedziała, że "nie odpala" i się rozłączyła. Dzwoniłem parę razy, ale nie odbierała. Po chwili napisała sms'a o treści: "Przepraszam, ale nie mogę być dłużej z Tobą. Nie dzwoń i nie pisz do mnie". Myślałem, że żartuje. Po chwili przyjechała laweta, która przywiozła mój samochód, a raczej jego szczątki. Przód był skasowany, po jakimś dosyć mocnym dzwonie. Nie muszę chyba opisywać mojej reakcji. Zaraz za lawetą przyjechał ojciec, mojej wtedy już byłej. Przeprosił za córkę, oddał pieniądze za samochód, a nawet zaproponował użyczenie mi swojego własnego auta na czas, aż znajdę sobie nowy. Wziął też rzeczy swojej córki i ani jego, ani jej już nigdy nie widziałem. Oryginalny sposób na zerwanie, prawda?
1,154
Kogo można spotkać na świecie. Wycieczka do Paryża w gronie znajomych. Rozdzieliliśmy się na zasadzie - każdy ma w komórce GPS, to zgubić się nie zgubi - o tej a o tej godzinie spotykamy się tu a tu. OK. Zwiedzam sobie. Trafiłem na sklep z fikuśnymi alkoholami. Wchodzę i podziwiam wspaniałą kolekcję win i cydrów - których akurat jestem wielkim fanem (niestety w Polsce z cydrami jeszcze kiepsko - ale idzie ku lepszemu). Postanowiłem kupić sobie jedną buteleczkę jakiegoś lepszego na spróbowanie (były tam takie małe - chyba 200 ml - próbki). Oko mi trochę zbielało, jak zobaczyłem ceny... nawet na standardy europejskie niemałe. Ale kij im w oko. Tylko którą - bo wybór ogromny. Zagaduję do sprzedawczyni i wypytuję co i jak (po akcencie raczej nie poznała, że inglisz to nie mój język, bo pracuję w firmie, gdzie się nim posługujemy nagminnie z centralą zagranicą). Ta mi opowiada o markach i rodzajach. Już się zdecydowałem. Wyjmuję portfel i coś mi wyleciało z kieszeni. Schylam się rzucają "no kurde felek". A babka z dużymi oczami "Polak ?". Ja: "No Polak, na wycieczce". Się ucieszyła, zaczęliśmy rozmawiać, choć momentami ciężko było zrozumieć przez akcent. Po pytaniu skąd jesteś - "Z Przemyśla" - zbladła. Zawołała męża. Przyszedł. W rozmowie z nim wyjaśniło się zaskoczenie. Czasami spotykali Polaków, ale akurat nie z moich stron. Okazało się, że facet miał ciekawą historię. Jego rodzina - Rosjanie z pochodzenia - osiedli po rewolucji akurat w Przemyślu. Jego ojciec poślubił Polkę spod Przemyśla. Przed wkroczeniem wojsk rosyjskich musieli uciekać - mieli jakieś związki z "Białą" Rosją (antykomunistami) i złapanie to byłby wyrok śmierci. Pomógł im lokalny proboszcz. Zwiali na południe, a potem przez aż Afrykę dotarli do Francji. Gość wypytywał o każdy szczegół, jaki zapamiętał ze wspomnień ojca i dziadka o Przemyślu. Gdy słuchał o odnowionym rynku, starej zabudowie itp. zakręciła mu się łezka w oku. Stwierdził "Może tam nie byłem, ale to moje miasto". Patrzę na zegarek - o kurza twarz - zagadałem się. Zaraz spotkanie. To dziękuję za ciekawą historię i proszę jeszcze o tamten cydr, bo jestem fanem i w ogóle, i chciałem spróbować. Ten patrzy i mówi: "O nie, mam dla ciebie coś lepszego". Przyniósł taką skrzyneczkę. Myślałem, że przyniósł mi zestaw próbek. Zapakował do dużej torby i mi wręczył. Pytanie ile za to mam zapłacić zbył szybko "Absolutnie nic. Ale wypić go masz w Przemyślu". Poleciałem na spotkanie. Dopiero wieczorem otworzyłem skrzyneczkę. W środku była jedna duża butelka zapakowana w "słomę". Fajno. Schowałem do bagażu i OK. Odpakowałem i sprawdziłem dopiero w Polsce. Oko mi zbielało, jak zobaczyłem ile ta butelka jest warta. To było tyle, co moje półroczne zarobki... a dobrze zarabiam. Ale dotrzymałem obietnicy. Ze znajomą wypiliśmy ten cydr w Przemyślu - w restauracji przy starym rynku.
1,154
Dzisiaj w domu byłam świadkiem najpiękniejszej sceny, jaką mogę sobie wyobrazić. Tytułem wstępu, moi dziadkowie są bardzo starzy, babcia już bardzo schorowana i mieszkają z moimi rodzicami, ja od kilku lat nie mieszkam w domu, ale staram się ich odwiedzać raz na dwa-trzy tygodnie. Moja babcia ma duże problemy z pamięcią i już dawno pogodziłam się z tym, że jak przyjeżdżam, nie ma pojęcia kim jestem. Czasem zapomina moich rodziców, których widzi codziennie. Dziś jednak po raz pierwszy nie poznała mojego dziadka - z którym jest kilkadziesiąt lat po ślubie, który codziennie pomaga się jej myć, ubierać, jeść. Dziadek dawał jej dziś lekarstwa kiedy babcia spojrzała na niego i powiedziała: - A...kto to panu zlecił te opiekę nade mną? Na co mój dziadek ze łzami w oczach odpowiedział: - Oj...chyba sam Pan Bóg, i to już ponad 60 lat temu! Na co moja Babcia od razu spojrzała na niego z radością i powiedziała "No, Dziadek!". Zakręciła mi się łza w oku, o takiej miłości marzę na starość. :)
1,152
Akcja rozgrywa się w wakacje roku 2012, miałam wtedy 13 lat, byłam świeżo po podstawówce. Pojechałam z rodzicami nad jedno z większych jezior w okolicy. Plaża strzeżona, ja pływałam już wtedy bardzo dobrze, więc rodzice nie mieli obaw i pływałam sama (oczywiście pod nadzorem mamy patrzącej co jakiś czas z ręcznika). Oddaliłam się od brzegu już dobre 10-13 metrów. Byłam już jakiś czas w wodzie i zaczęłam odczuwać zmęczenie. Normalna decyzja, wracam. Chcę zawracać, ale poczułam, że coś otarło się o zewnętrzną stronę mojej łydki. Nie przejęłam się specjalnie, stwierdziłam, iż to pewnie ryba albo jakiś glon. Już chcę zacząć płynąć w stronę brzegu i znowu coś dotknęło mojej nogi, tym razem uda. Popatrzyłam w dół i ujrzałam najpierw jasną masę, sekundę później zaczęłam dostrzegać szczegóły, mój mózg przeanalizował to co zobaczył, to był topielec. Do tej pory pamiętam, jak bardzo chciałam wtedy krzyczeć, ale nie mogłam, słyszałam łomot własnego serca i pot oblewający moje ciało. Zaczęłam płynąć tak szybko jak tylko mogłam. Na brzegu od razu pobiegłam do rodziców, byłam wręcz w histerii. Szybko zrobiło się małe zbiorowisko gapiów, a ja starałam się uspokoić i wytłumaczyć ratownikowi co zobaczyłam. Nurkowie znaleźli ciało po 5 godzinach, żona topielca zgłosiła jego zaginięcie niecałą godzinę przed tym, jak weszłam do wody. To było 4 lata temu, pamiętam z tego dnia każdy szczegół, ten obraz lekko mętnej wody, przez które prześwituje ludzkie ciało. Cytując tu pewne wyznanie "ludzie toną w ciszy".
1,151
Pewnie nigdy nie zastanawialiście się jak mógłby wykonać sabotaż w fabryce puzzli? No, to uwaga - dziś wam o tym opowiem. To było dobrych pięć lat temu. Skończyłem studia i potrzebowałem szybko zarobić trochę kasy na wrześniowe wojaże. Szybko wpadła mi fucha - robota w fabryce puzzli. To był jakiś rodzinny interes. Mała manufaktura. Kilka urządzeń, prowizoryczna taśma, magazyn i maszyna do pakowania pudeł w folie. Pracowało tam 7 osób - wszyscy połączeni więzami krwi - wujek szefa, kuzynka szefa, cioteczna siostra szefa. Tylko ja byłem spoza familijnego kręgu. Nie wiem czemu, ale moja "obcość" sprawiła, że traktowany byłem jak ostatni parobek. Wszyscy widzieli w mojej osobie popychadło, obrażali mnie i mną pomiatali. Początkowo mnie to nawet bawiło - śmiałem się widząc, jak jakiś wąsaty pracownik fabryki puzzli nagle poczuł władzę i usiłuje zachowywać się niczym Hitler 2.0 w HD. Z czasem jednak sytuacja zaczęła być upierdliwa. Czara goryczy przelała się w dniu kiedy miałem dostać wypłatę. Szef rzucił mi od niechcenia połowę obiecanej kwoty i dosłownie - kazał spi#rdalać do roboty, bo dzień się jeszcze nie skończył. W sumie to trochę moja wina - zgodziłem się robić na czarno. Moje pretensje, że umówiliśmy się na wyższą pensję mówiąc, żebym się cieszył, że w ogóle mi cokolwiek płaci, bo na moje miejsce czeka już cały tłum bezrobotnych. Pewka! Cały zastęp małych Chińczyków żałośnie drapiący w drzwi pieprzonej fabryki puzzli w jakiejś polskiej dziurze! Całą resztę dnia spędziłem w magazynie. A był on olbrzymi. Po sufit wypełniony pudełkami pełnymi puzzli. Stamtąd pudła trafiały do foliowania i dystrybucji. Więc ja - geniusz zbrodni siedziałem w tym cholernym magazynie bitych sześć godzin pod pozorem sprawdzania stanów (nikt się nie zorientował, że to ściema). Otworzyłem każde pudełko i wyjmowałem z niego po jednym puzzlu. Wrzucałem je do mojego plecaka. Kiedy plecak się zapełnił, wychodziłem tylnymi drzwiami, biegłem do pobliskiego supermarketu i wywalałem balast do kontenera ze śmieciami. Takich kursów zrobiłem chyba z piętnaście, więc możecie wyobrazić sobie ile tych pudełek było. Harowałem w pocie czoła. Wkrótce centra handlowe i sklepy zaczęły zwracać całe palety towaru, rozwścieczeni klienci dzwonili przez całą dobę, posypały się negatywy na Allegro, a fora internetowe zapełniły się krytyką firmy. Wyobraźcie sobie, jaki wkurw musiał szarpać ludźmi, którzy spędzają naście godzin na układaniu puzzli z 5000 elementów i na końcu okazuje się, że jednego brakuje! Firma musiała zwracać kasę, pisać przeprosiny, świecić oczami. I wierzcie lub nie - ostatecznie splajtowała. Nikt nie zorientował się, kto stał za tym "zamachem". Z pracy odszedłem tydzień później. Z podniesioną głową, czując słodki smak zemsty w moim kaprawym ryju.
1,151
Historia zaczyna się, gdy chodziłam do drugiej klasy liceum (nieco ponad rok temu). Zbliżały się wakacje, a wraz z nimi pojawiły się plany podjęcia wakacyjnej pracy. Jak prawie każdy w moim wieku chciałam dorobić sobie parę groszy, żeby mieć na swoje wydatki. Jednak "marne" 1500 zł mnie nie urządzało. Postanowiłam, że razem z chłopakiem wyjadę do pracy do Anglii. Język angielski znałam, w Anglii byłam nie raz. Żaden problem. Na portalach internetowych szukałam atrakcyjnych ofert pracy. Wiadomo, były oferty pracy, które każdemu wydają się podejrzane - sprzedaż jajeczek, prostytucja. Trafiłam jednak na ofertę, która dla 17-letniej mnie nie wydawała się jakaś nie na miejscu - praca w magazynie. Składanie odzieży, pakowanie jej do wysyłki. Stawka bardzo kusząca, bo 10 funtów na godzinę. Gdzie w Polsce tyle zarobię? Wysłałam CV i czekałam na odpowiedź, która przyszła na drugi dzień. Dostałam mejla z informacją, że chętnie mnie przyjmą do pracy, muszę jedynie kupić bilet na lot w podanym przez pracodawcę terminie. Zadzwoniłam do chłopaka, że trzeba szybko kupować bilety na lot, bo wylot miał być dosłownie za dwa dni, a druga taka praca już się nie trafi. Pokłóciliśmy się wtedy, bo odmówił mi takiego szybkiego wyjazdu, tym bardziej że trwał jeszcze jeden z ostatnich tygodni roku szkolnego. Dałam sobie z tym spokój. Minęły wakacje, minął prawie cały rok szkolny i z okazji zbliżających się kolejnych wakacji w moim liceum pojawiła się kobieta, która miała nas uświadomić o niebezpieczeństwach takich wyjazdów za granicę do pracy. To, co od niej usłyszałam, zostanie w mojej pamięci na zawsze. Okazało się, że ta oferta pracy to była tylko przykrywka dla handlu ludźmi. Wszystkie szczegóły się zgadzały. Kobieta z miejscowości oddalonej o 30 km ode mnie dała się skusić. Wyjechała do pracy, na miejscu zabrano jej dokumenty, telefon. Jej rodzina nie wiedziała, gdzie dokładnie się znajduje. Została oddana do domu publicznego, gdzie dzień w dzień była gwałcona przez brudnych, śmierdzących, często bardzo brutalnych facetów. Czasem były to gwałty zbiorowe. Miewała po ponad 50 klientów dziennie. Udało jej się uciec, jednak znajduje się pod opieką psychologa i wciąż panicznie boi się mężczyzn. Handel ludźmi i niewolnictwo to ogromny problem XXI wieku, wbrew temu co większość ludzi myśli. Jako że są wakacje i dużo osób wyjeżdża za granicę dorobić, to proszę Was o jedno - uważajcie na siebie.
1,151
Czytałam ostatnio historię chłopaka, który cierpi na ciągły wzwód W ramach wsparcia opiszę wam historię mojego chłopaka. Nie ma on problemów ze swoim instrumentem, poza sporadycznym niekontrolowanym "baczność!", czasami. Cała historia zdarzyła się w paryskim metrze. Otóż luby mój po pracy wracał grzecznie do domu. A metro jak to metro - pełne po brzegi. Wepchnął się zatem w tłum i stoi zadowolony że udało się wsiąść. Razem z nim wcisnęła się także skąpo ubrana pani. Pech chciał, że ta stanęła akurat tyłem do niego. Pierwsza stacja - nikt nie wysiadł, ale za to kilka osób wsiadło. Pani więc znalazła się stanowczo bliżej, a że była w wysokich butach, to jej tyłek znalazł się na interesie mojego lubego, no i biedny nie wytrzymał... Pani oczywiście poczuła jak się sprawa ma, ale nijak sytuacji uratować nie mogła, więc tylko się uśmiechnęła. Wytrwał mój luby 2 stacje i wysiadł, a pani pomachała mu na pożegnanie. Do domu wrócił czerwony jak cegła i wystraszony jak pies w klatce. Zapytany co się stało z rozbrajającym strachem i przepraszaniem opowiedział mi tę historię. Nie, nie byłam zła, ale popłakałam się ze śmiechu. Uważajcie, drogie panie, komu na co napieracie, bo biedne chłopy też wstyd mają!
1,150
Czytałam ostatnio historię na anonimowych o kierowcy autobusu, który m.in. pytał pasażerów, czy zmniejszyć ogrzewanie w trosce o ich komfort podróży. Stwierdziłam wtedy, że z pewnością ktoś wymyślił sobie tę historię, bo przecież takie rzeczy się nie zdarzają. Jadę właśnie ogromnie zatłoczonym pociągiem i nie umiem uwierzyć w to co widzę. Kontrolerka szeroko uśmiechnięta odpowiada wszystkim "Serdecznie dziękuję" podczas sprawdzania biletów i przeprasza za półgodzinne opóźnienie. Gdy była na środku wagonu, spytała czy temperatury nie obniżyć, czy nie jest nam za ciepło. Co stacje chodzi po naszym wagonie i pyta kto się dosiadł po to, aby każdego z osobna spytać, czy nie ma przesiadki po drodze, żeby w razie czego zadzwonić i opóźnić ten drugi pociąg ze względu na nasze półgodzinne opóźnienie. Aktualnie pomaga kobiecie wrzucić bagaż do góry, aby usprawnić wsiadanie pasażerów. Starszej Pani przed chwilą pomogła zdjąć płaszcz i co widzi wolne miejsce, to pyta czy ktoś ze stojących osób nie potrzebuje usiąść. Do tego cały czas pilnuje, żeby przejście nie było zablokowane w razie, gdyby ktoś zasłabł. Nigdy nie spotkałam osoby, która byłaby bardziej zaangażowana w swoją pracę. Tacy cudowni ludzie jednak istnieją i rzeczywiście sprawiają, że człowiek się uśmiecha i od razu ma lepszy humor. Oby więcej takich codziennych bohaterów.
1,150
W swoim 24-letnim życiu 3 razy uniknęłam śmierci. Pierwszy raz, mając lat 13. Późnym wieczorem, wracając ze szkoły (tryb zmianowy), napotkałam na poboczu wujka, który zaproponował mi podwózkę do domu. Z tego punktu miałam do siebie około 4 km, więc zgodziłam się bez wahania. Wujek palił papierosy, natomiast ja nie znosiłam tego zapachu. Pojechaliśmy tak około kilometra i w związku z zapachem unoszącym się w samochodzie postanowiłam wysiąść. 300 m dalej wujek miał wypadek. Uderzył w drzewo i wypadku nie przeżył. Próba nr 2. Mając lat 18 wybrałam się ze znajomymi do jednego z kolegów na tzw. domówkę. Chłopak mieszkał w starej kamienicy, której elewacja wymagała nie lada odbudowy. Było koło godziny 22.50, kiedy zabrakło alkoholu. Na ochotnika na pójście do sklepu zgłosiłam się ja. Wracając z niego zobaczyłam 4 karetki, kilka straży pożarnych, tłum ludzi i kłęby kurzu i dymu. W kamienicy wybuchł pożar. Kilku z mieszkańców zginęło, w tym jeden ze znajomych, a 3 z nich wylądowało w szpitalu. Próba ostatnia. Kilka miesięcy temu (dokładnie w lutym) zostałam postrzelona z wiatrówki przez dwóch bawiących się sprzętem chłopaków na oko 14-letnich. Obudziłam się w szpitalu. Co usłyszałam? "To był cud, że przeżyłaś. Tylko 3 mm dzieliły śrut od serca". Nie wiem, czy to mój anioł stróż, czy taki przypisany mam los, ale boję się, że kolejna próba skończy się źle...
1,150
Miałam wtedy około 10 lat. Pewnie pamiętacie, jak leciała popularna bajka pt. "H2O wystarczy kropla" (jedna z moich wtedy ulubionych bajek, oczywiście nie licząc "Hanny Montany"). Po obejrzeniu pierwszy raz tej bajki jako dziecko chciałam być jedną z nich, czyli syrenką. Przez jakieś 3 miesiące piłam tylko i wyłącznie z rurki, a gdy ktoś mnie ochlapał, to kładłam się na ziemi i udawałam syrenę ruszając nogami (ogonem). Ale to nic przy tym, co robiłam przy kąpieli w prysznicu - po zetknięciu się z wodą kładłam się w prysznicu i wyczołgiwałam się z niego po kąpieli, potem siedziałam na podłodze jakieś 15 minut, żeby wytrzeć się do sucha (aby znowu zamienić się w człowieka) i tak co każdą kąpiel przez 3 miesiące. Dziwię się, że moi rodzice nie wysłali mnie do psychiatryka :D
1,150
Sytuacja wydarzyła się 2 lata temu. Ze swoją dziewczyną byłem już długo, będzie ze trzeci rok. Oboje mieliśmy wtedy po 23 lata i dwa miesiące wakacji między semestrami na studiach przed sobą. Spędzaliśmy je w rodzinnym mieście. Któregoś pięknego dnia lata dostaję telefon od lubej, że rodzice właśnie wyjechali na jakąś uroczystość rodzinną, jest w domu sama, więc mogę wpaść, spędzimy razem miły wieczór, jakaś kolacja, film i te sprawy. Przyjechałem, kolację ugotowaliśmy, zjedliśmy, oglądamy jakieś romansidło. Widzę, że dziewczyna coraz częściej rzuca mi namiętne spojrzenia. Nie trzeba mnie długo namawiać, więc decydujemy się troszkę zabawić. I w tym momencie trzeba dodać, że moją dziewczynę bardzo podnieca widok mnie jedynie w samych skarpetkach (nie pytajcie...). Mimo tego, że zdaję sobie sprawę, że musi być to dość żałosny widok, to nie mam z tym problemu, w końcu skoro jej się podoba, to czemu nie? Stwierdziła, że jeszcze tylko skoczy do łazienki, a ja w tym czasie mogę się "przygotować". Więc zostałem sam w salonie, rozbieram się do samych skarpetek, tak jak lubi... Trochę jej schodzi, w międzyczasie żołnierz staje na baczność mamiony wizjami tego, co ma się tu zaraz dokonać. W końcu słyszę odgłos otwieranych drzwi, więc wyskakuję na korytarz i mruczę do ukochanej, że co tak długo, już nie mogłem się jej doczekać i zaraz pokażę jej co to znaczy prawdziwa rozkosz, czy coś w tych klimatach. I nagle staję jak wryty. Przede mną w drzwiach wejściowych stoi matka mojej dziewczyny i dusi się ze śmiechu, a zza jej pleców wygląda ojciec i z wielkim bananem na twarzy woła "Dobry wieczór! Szybciej się niestety nie dało". Ja próbuję się nieumiejętnie zasłonić tam na dole, co jest utrudnione z wiadomych powodów. W geście rozpaczy łapię z szafki jakiś szal, który jak na złość później okazał się być własnością matki mojej lubej. Na domiar złego kompletnie nieświadoma tego, co się dzieje wypada z łazienki moja dziewczyna, rycząc niczym dzika tygrysica, kompletnie naga, na co ojciec z jeszcze większym bananem wypala "Dobry wieczór, córeczko. Nie mówiłaś, że będziesz miała gościa". Kompletnie zbita z tropu wydała z siebie tylko jęk i schowała się za mnie i tak we dwoje małymi kroczkami udało nam się wycofać do jej pokoju. Okazało się, że rodzicielka dziewczyny zapomniała prezentu dla którejś z ciotek i ku wielkiemu niezadowoleniu męża musieli wrócić w połowie drogi. Po całej sytuacji stwierdził, że jednak warto było się wrócić. Dzisiaj jesteśmy zaręczeni, powoli planujemy ślub, a ja ciągle nie umiem spojrzeć w oczy teściowej i teściowi i wymyślam najróżniejsze wymówki, byle tylko nie zostać z nimi sam na sam.
1,150
Tyle tu o wyznań o dresach, że aż dodam coś od siebie. Na początku zaznaczę, że mieszkam na osiedlu, nad którym grupa ta trzyma władzę bezwzględną. Posiadam kilku znajomych dresów, nie są to jednak słynne Sebki, lecz dorośli, wykwalifikowani panowie dresowie. Panowie z pracą, rodziną. Niejeden z nich posiada dzieci, do których jest mi bliżej wiekowo niż do nich samych. Z racji tych znajomości nigdy nie bałam się wracać sama nocną porą. Pewnie, nieraz zostałam zaczepiona. A to piwko zaproponowali, a to papieroska. Czasem nawet zapytali o ulubiony klub, a moje niezadowalające ich odpowiedzi skończyły się łagodnym nawróceniem mnie poprzez gest ofiarowania szalika. Czy innych zaczepiali w bardziej nachalny bądź agresywny sposób? Możliwe. Nigdy jednak nie byłam świadkiem takiego zdarzenia, nie słyszałam też nic na ten temat. Jak już wspomniałam, nocne powroty nie były mi straszne. Do czasu. I tu przechodzimy do historii... Otóż pewnego dnia na osiedlu pojawiła się grupa Sebków z prawdziwego zdarzenia. Wulgaryzmy, muza z telefonów, obowiązkowe 3 paski na dresie. Widząc obcą grupę powinnam pewnie poczuć niepokój. Myślałam jednak, że są to adepci sztuk dresowych, nowe pokolenie, które nie zdążyło się jeszcze zapoznać z lokalnym savoir-vivre'em. Otóż nie. Kiedy spokojnie przechodziłam obok nich, nagle znaleźli się tuż koło mnie. Nim zorientowałam się co właściwie się dzieje, jeden już trzymał moją torebkę, a dwóch trzymało mnie. Strach mnie sparaliżował, nie wiedziałam co zrobić. Pewnie liczycie na pojawienie się teraz moich znajomych przybyłych na ratunek? Niestety nie uratowali mnie. Ale za to ktoś inny to zrobił... Pojawiła się znikąd. Burza platyny i tipsów. Machała rękami z prędkością godną Flasha. Biła ich po twarzach, drapała tipsami. Z jej ust wydobywała się seria niczym z CKM-a. Nie będę cytować usłyszanych wulgaryzmów, jednak ogólny wydźwięk to rozkaz zostawienia mnie w spokoju i oddania mi mojej własności. Byłam zszokowana nie mniej niż Sebki. Jej rozkazy zostały wykonane i niczym strzała pognałam do domu z torebką w stanie nienaruszonym. Niedługo potem zaopatrzyłam się w gaz i wyruszyłam na zwiad terenu. Okazało się, że rzeczywiście byli to adepci, ale z sąsiadującego osiedla. Moja bohaterka nagłośniła wydarzenie i Sebki dostały zasłużone lanie. Od własnych ojców, wykwalifikowanych dresów. Nie oceniaj więc dresa po dresie, a Mariolki po tipsach! Jeżeli to czytasz, moja bohaterko, to serdecznie Ci dziękuję, wcześniej nie miałam okazji.
1,148
Są wakacje, więcej wolnego i więcej wydatków, więc postanowiłam znaleźć pracę, żeby nie żebrać od rodziców. Znalazłam sobie prace przy zbiorach, wszyscy mówili, że to wyzysk itd., no ale gdzie jako 17-latka znajdę prace bez książeczki sanepidowskiej? Do pracy jeździłam busem, który jednak kosztował jednorazowo 4 zł. Kierowcy zawsze byli mili, ale widziałam jaki problem sprawia im liczenie drobnych i kierowanie jednocześnie... Więc pod koniec miesiąca, gdy w portfelu same "miedziaki", postanowiłam wejść do małego sklepu zaraz obok mojego miejsca pracy. Wszystko super, zawsze była tam taka miła dziewczyna... Ale tym razem trafiłam na szefową. Wiecie jak to szefowa, wielka dama w małej wsi... Wchodzę kulturalnie witam się i pytam czy wymieniłaby mi pieniądze na co słyszę: - A z jakiej racji ja mam ci je wymienić? - powiedziała to tonem jakbym jej zabrała męża i majątek, więc wyjaśniłam, że potrzebuję na powrót do domu i co zrobiła właścicielka? Podeszła do kasy, otworzyła ją i oznajmiła mi, że ma wystarczająco dużo drobnych po czym pierdolnęła tą półką, że aż blat zadrżał... Pomyślała sobie co to za wredne babsko i nie ma co dalej próbować. Wyjęłam z portfela 100 zł i poprosiłam o paczkę zapałek (stwierdziłam, że to najtańsza rzecz jaką dostanę). - Nie możesz zapłacić drobnymi, przecież wiem że masz?! - Ma pani wystarczająco drobnych, więc proszę mi wydać resztę, spieszę się. Widziałam, że się wkurwiła i to ostro, chłopak stojący za mną w kolejce płakał ze śmiechu. Ostatecznie wymieniła mi te drobne, a zapałki dorzuciła gratis! Szach mat Kryśka/Bożena/Halina czy jak masz na imię! Oczywiście w sklepie już nie jestem mile widziana, a za każdym razem jak przechodzę obok, to słyszę: "To ta pyskata gówniara, co na mnie naskoczyła". Szczerze... warto było. Sądzę, że właścicielka się czegoś nauczyła, a wystarczyłoby być milszym dla "pyskatej gówniary".
1,148
Zacznę od tego, że jestem dziewczyną, ale odkąd pamiętam, zawsze bawiłam się z chłopakami, a oni traktowali mnie jak równego sobie kumpla. Z jednym z nich bardzo się zaprzyjaźniłam i tworzyliśmy nierozdzielną paczkę. Będąc razem gdzieś na imprezie rzucił, że to ja w naszym związku będę nosić spodnie, a on natomiast sukienkę. Skubany prawie dotrzymał słowa. Ja noszę spodnie, bo jest mi tak wygodnie, natomiast on nosi sukienkę, bo jest księdzem.
1,148
Dzisiaj mój brat dostał na urodziny mnóstwo rzeczy. Miedzy innymi: konsolę, multum gier, telefon i... pudełko śniadaniowe z Dragon Balla. Najbardziej ucieszył się właśnie z niego. Ma 18 lat.
1,146
Historia o tym, jak zwierzę może uszczęśliwić. Od paru lat jestem mężatką. Mój mąż, nazwijmy go S, jest marzeniem wielu kobiet, ma wszystkie cechy idealnego mężczyzny, aczkolwiek nie jest to kluczowe w historii. Znam się z nim od dzieciństwa i pamiętam, że zawsze kochał koty. Mógł się z nimi bawić całymi dniami, opiekował się każdą znajdą z ulicy. Mimo tego nie miał swojego zwierzątka, ponieważ jego mama nie zgadzała się na to. Wiele razy prosił ją, a ona zawsze mówiła stanowcze NIE. Od razu po wyprowadzce od niej zamieszkaliśmy razem. Okazało się, że mam alergię na koty, dokładniej na ich sierść, a też je uwielbiam... S powiedział, że w ostateczności kupimy Sfinksa, no bo kot to kot, on pokocha każdego. Ja wiedziałam, że chciałby mieć puchatego, miłego ragdolla lub rosyjskiego niebieskiego, niestety przeze mnie nie mógł. Od kiedy tylko się pobraliśmy, chodziłam na odczulanie. Wydałam na to bardzo dużą ilość pieniędzy, ale było warto. W końcu alergia zmniejszyła się na tyle, że mogliśmy zaadoptować/kupić wymarzonego futrzaka. Znalazłam odpowiednią hodowlę, cena również była w porządku, pojechałam, i miałam w rękach malutką kulkę szczęścia - ragdolla, który był naszą ulubioną rasą. Wszystko bez wiedzy męża. Gdy wróciłam do domu i pokazałam mu naszego nowego domownika, popłakał się. Płakał jak małe dziecko na widok kotka. Mam nawet zdjęcie, gdy siedzi z nim na rękach i ma łzy w oczach. Niesamowity widok :) Prince jest u nas już od października i S chyba nigdy nie był szczęśliwszy. A ja myślę nad zaadoptowaniem drugiego na jego urodziny... :)
1,146
Krótko. Przyjeżdżam do rodziców na obiad. Mama mówi mi, żebym zrobił coś z ojcem. Nie wiem o co chodzi. Mama prowadzi mnie do pokoju. Jesteśmy coraz bliżej i zaczynają dochodzić do moich uszu dziwne dźwięki. Otwieram drzwi. Co widzę? Mojego ojca. Starszego człowieka grającego w CS-a i przeklinającego raz po rusku, raz po polsku. Próbuję coś powiedzieć, ale on ucisza mnie mówiąc: Nie teraz! Gram! Tato... A ja nie mogłem grać przed obiadem!
1,146
Otóż spotkało mnie ostatnio bardzo coś bardzo pozytywnego. Zacznijmy więc od początku. Ranek, przystanek, tramwaj i ja. Jak zwykle ubrana zwyczajnie, na luzie, książki pod pachą. No i wsiadam do tego tramwaju, jedziemy jeden przystanek, drugi, trzeci... i wsiada mały uroczy chłopczyk. Nawet nie zauważyłam, że za mną siedział drugi uroczy blondynek. I ten mały urwis, który wchodził właśnie do tramwaju, zaczął krzyczeć: - Hejo, Seba! Mój kumplu, co tam u ciebie!? I po chwili oboje rozprawiali nad wszelkim niewiadomym tego świata. - Sebek, ale super, mój kumplu, że tak jedziemy i jedziemy, uwielbiam tramwaje! Przysłuchiwałam się temu z coraz większym uśmiechem. Byli cudowni. I nagle któryś się poprawiał, zahaczył o moje włosy i lekko je pociągnął. Nie odwróciłam się, lecz z tyłu usłyszałam szept: - Ty, dotknąłem ładnej dziewczyny, yeah! Nie umyję już tej ręki. A ja tylko śmiałam się sama do siebie. Miło usłyszeć komplementy od 8-latków.
1,145
Żyję w dosyć bogatej rodzinie. Moja mama ma własną szkołę nauki jazdy, w której również z pasji jest instruktorem - co ważne dla tej historii. Ważne jest też to, że ma dzisiaj urodziny. Z okazji urodzin i przy okazji wolnego poniedziałku poszła na "spotkanie z koleżankami", które jak się okazało było trochę bardziej zakrapiane niż myślałem. Obudziłem się rano i poszedłem do mamy, mimo jej zapewnień, że jest trzeźwa i może iść do pracy widać było, że ma morderczego kaca i na pewno nie wytrzeźwiała. Była godzina 8:30, jazdy miała od 11. Mówiłem jej, że jest pijana, że nie może jechać, ale ona to wszystko ignorowała i mówiła, że jest w porządku. Nie wytrzymałem i poszedłem do łazienki, puściłem wodę (żeby nie było słychać) i zadzwoniłem po patrol policji, żeby przyjechali z alkomatem do mojego domu. Przyjechali, mama dmuchnęła, wyszło 0.8 promila. Dużo? Może nie, ale jakby zatrzymali ją podczas jazdy samochodem z kursantem, straciłaby prawo jazdy albo poszła do więzienia za stwarzanie zagrożenia. Bo nie odpowiadała tylko za siebie, odpowiadała za kursanta i wszystkich innych użytkowników dróg i chodników. Instruktor jeździ bez zapiętych pasów i z wyłączonymi poduszkami powietrznymi - wyobraźcie sobie co by się z nią stało gdyby doszło do wypadku. Mama do pracy nie pojechała, bo policjanci ją chyba wystarczająco przekonali. A nawet jakby nie przekonali, to i tak by nie pojechała. Kluczyki do samochodu ukryłem W drukarce ;) Możecie mnie nazwać konfidentem, bo zadzwoniłem na policję wydając własną mamę, ale ja jestem z siebie dumny. Nie poniosła żadnych konsekwencji, bo to było tylko badanie, a być może uniknęła dzisiaj śmierci lub straty pracy. Dobrze zrobiłem.
1,145
Jestem lesbijką. W 3 klasie liceum na długi weekend wybraliśmy się ze znajomymi do Krakowa i tak wyszło, że poszliśmy do gay clubu. Popiliśmy, i poszłam potańczyć. Po chwili poczułam, że ktoś za mną tańczy, dosyć blisko, ocierając się. Nie przeszkadzało mi to i tańczyłam dalej. Piosenka się skończyła, więc normalne, że odwróciłam się, a tu... Moja nauczycielka od angielskiego. Możecie sobie wyobrazić nasze miny.
1,143
Uwaga, będzie bardzo obrzydliwie.. Nie wiadomo skąd, nagle zaczęły wyskakiwać mi ropne i dość duże pryszcze w kroczu. Bolą, swędzą i pojawiają się średnio raz na kilka miesięcy. Wstydzę się z tym iść do ginekologa, chociaż wiem, że nie powinnam. Poznałam pewnego faceta, spotykaliśmy się kilka miesięcy i zaplanowaliśmy kilkudniowy wyjazd w góry, aby odpocząć od pracy. Wiedziałam, że dojdzie tam do seksu (byłoby to nasze pierwsze wspólne zbliżenie) i dzień przed wyjazdem stało się coś, czego najbardziej się obawiałam, a mianowicie w kroczu dostrzegłam dawno niewidzianego pana pryszczocha, który był wielkości ziarenka grochu. Wielki, czerwony z widoczną ropą pryszcz, który bolał mnie niemiłosiernie. Wpadłam w panikę, nie wiedziałam co mam robić i gdyby nie to, że pokój w hotelu był już opłacony, tobym nie pojechała. Próbowałam to wycisnąć, męczyłam się z tym dziadostwem prawie godzinę i niestety musiałam się poddać. Pryszcz po tym wszystkim był jeszcze większy, twardszy i obrzydliwszy. No nic, trudno, najwyżej wymigam się jakoś od zbliżenia - pomyślałam i dokończyłam się pakować. Nadszedł wyczekiwany dzień, przyszedł wieczór. Kończymy jeść romantyczną kolację i pić wino, które trochę uderzyło mi do głowy, on mnie łapie za nóżkę, smyra, ręce wędrują coraz wyżej i wyżej... Ja mam w głowie tylko tego obrzydliwego pryszcza, staram się panować nad popędem, jednak z każdą kolejną lampką wina coraz gorzej mi to szło. No dobra, nawaliłam się trochę i pomyślałam "zgaszę światło i nie pozwolę mu tam zjechać językiem". Niestety on był bardzo uparty, aby mnie tam dotknąć, zjeżdżał coraz niżej i niżej, całował mój brzuch, a ja z każdą sekundą nie miałam siły już mu się sprzeciwić, było mi najzwyczajniej głupio powiedzieć "Ej, sorry ale nie idź tam, bo mam ogromnego pryszczocha wypełnionego ropą". No i się stało... Lizał go! Ssał! Tak! O mój Boże, że on się nie kapnął... On się autentycznie nie zorientował co dotyka językiem. A ja musiałam udawać, że jest mi dobrze, chociaż bolało mnie to jak cholera. Nikt o tym nie wie i nigdy w życiu nie powiedziałabym tego nawet mojej najlepszej przyjaciółce.
1,142
Wdzięczność zwierząt jest niesamowita. Dwa lata temu gdy chodziłam na korepetycje z matematyki pod blokiem mojej nauczycielki plątał się kot (jak się później okazało kotka). Budna sierść, drobna i ogólnie obraz nędzy i rozpaczy. Nie była jednak dzika, bo gdy od czasu do czasu karmiłam ją szynką z kanapek, łasiła się do mnie. Pewnego dnia po skończonych lekcjach i wcześniejszej zgodzie rodziców (mieszkamy w dużym domu z podwórkiem, więc zwierzak to nie problem) postanowiłam zabrać ją do siebie. Poczęstowałam szynką i wzięłam ją pod pachę i niosłam przez prawie kilometr do domu. Pewnie została przez kogoś wyrzucona i błąkała się po mieście. Z wychudzonej i ciężarnej kotki zrobiła się teraz śliczną Kluską, która obecnie uwielbia się łasić i spać na kolanach każdego z domowników. Jest kotem mądrym i rozumnym (nie drapie mebli, nie załatwia się w domu) a jedyną jej wadą jest, że czasami zajmuje za dużą część mojego łóżka przez co muszę spać na mniejszej powierzchni :) Zaś kilka dni później po przyniesieniu Kluski do domu moi rodzice wybrali się na spacer do lasu. Znaleźli labradora przywiązanego do drzewa. Nie wiem jaką gnidą trzeba być, by wczesną wiosną zostawić szczeniaka na śmierć. Ponieważ nasz poprzedni pies odszedł kilka miesięcy wcześniej zabrali biedaka do domu. Poprzedni "właściciel" (któremu życzę by nadepnął na zardzewiałego gwoździa) znęcał się nad nim i głodził go. Loki na początku kulił się i piszczał gdy ktoś brał do ręki miotłę a potrafił zjeść nawet surową cebulę. Teraz okupuje wycieraczkę w kuchni i jest najbardziej radosnym psiakiem jakiego widziałam. Uwielbia moją mamę i naprawdę nie odstępuje jej na krok. Nawet nie możne ona usiąść na podłodze lub niskiej ławce bo pies od razu siada jej na kolanach. Takim przypadkiem do naszej rodziny dołączyli Kluska i Loki, a miłość okazują nam codziennie.
1,142
Z moim chłopakiem od lat jesteśmy wielkimi fanami pokemonów. Wyobraźcie sobie naszą fascynacje grą Pokemon Go! Kilka dni temu byliśmy na spacerze i znaleźliśmy Pikachu. Po chwili stwierdził, że ma dla mnie coś jeszcze. Dostałam pudełeczko w kształcie pokeballa. A w nim pierścionek. Tak, oświadczył mi się w naszym stylu :)
1,142
Sprawa sprzed kilkunastu lat, ale jedna historia mi ją przypomniała. Byłem na tyle ogarnięty, że znając swoją klasę z technikum, podobnie jak kilka innych osób nie poszedłem na studniówkę.... Efekt - spokojny wieczór. I ominięcie: - zrzucania się na naprawę 2 ubikacji, 2 zlewów, 6 drzwi, kilku stolików rozwalonych przez tych idiotów - dochodzenia policyjnego po tym, jak któryś podpity pobił wuefistę - afery, która wyszła po tym, jak kilka ZAPROSZONYCH dziewczyn wpuściło jakoś swoich znajomych, co ostatecznie doprowadziło do bijatyki - afery po tym, jak jedna z dziewczyn oskarżyła kogoś o gwałt - wyszło, że dymała się w ubikacji z kilkoma kolesiami (osobno) i zaszła w ciążę, więc szukała delikwenta - ale sprawa o gwałt była.... Wesoło.
1,142
Co roku z przyjaciółmi organizujemy imprezę przed świętami Bożego Narodzenia. Tradycyjnie robimy losowanie, aby później wręczyć sobie prezenty. Dwa lata temu wylosowałam chłopaka, którego nie znałam, więc poprosiłam kolegów o pomoc w wyborze prezentu, tu muszę podkreślić, że było ograniczenie finansowe do 20 zł. Michał i Kacper powiedzieli mi, że Maciek jest zapalonym wędkarzem i będzie zadowolony z jakiegoś gadżetu wędkarskiego. Ucieszyłam się, bo mój tata interesuje się wędkarstwem, więc poprosiłam go o pomoc. Tata kupił takie rybki z haczykiem, ręcznie zrobione itd. Na koniec powiedział: Jak chłopak faktycznie się zna na tym, to się ucieszy. Zadowolona, że mam dobry prezent, zgodny z zainteresowaniami Maćka, pięknie go zapakowałam. Nadszedł czas imprezy i chwila, w której rozdawaliśmy sobie upominki. Aby dostać prezent, musieliśmy wykonać jakieś głupie zadanie. Przyszedł czas na Maćka, wykonał swoje zadanie trzymając w ręce pięknie opakowaną przeze mnie paczkę, otwiera i mówi pełen zdziwienia: - Co to jest?! Dwaj dowcipnisie zaczynają się turlać ze śmiechu po podłodze, a do mnie dotarło, że zrobili sobie ze mnie żarcik. W tamtej chwili nie wiedziałam, czy mam się śmiać czy płakać, w każdym bądź razie czułam jak moja twarz zmienia kolor na czerwony. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, od tamtego czasu jesteśmy z Maćkiem parą. Podsumowując całą historię: Złapałam rybkę na haczyk.
1,141
Niektórzy nienawidzą policji tak po prostu, bez konkretnego powodu, ponieważ inni ich nie lubią. Ja też ich nienawidzę, ale z zupełnie innego powodu. Historia miała miejsce jakieś 8 lat temu, kiedy miałam 9 lat. W podstawówce byłam strasznie gnębiona przez rówieśników, rzucali mnie kamieniami, popychali na korytarzu, przygniatali ławkami. Miałam tylko jednego prawdziwego przyjaciela - Sebastiana. Byliśmy od małego nierozłączni. Któregoś dnia moje "koleżanki z klasy" kazały mi ukraść z salonu kosmetycznego po kilka kolczyków do pępka, wargi czy nosa. Z racji tego, że byłam kiedyś boidupą, bałam się odmówić. Poza tym obiecały, że się ode mnie odczepią. Miałam to zrobić następnego dnia po szkole. Seba od razu zobaczył, że coś mnie dręczy. Płakałam jak głupia. Zaproponował, że mi pomoże, skoro to ma oznaczać koniec prześladowania mnie w szkole i poza nią. Nie chciałam się zgodzić, ale w końcu uległam, za co nienawidzę samej siebie. Dzień później, po szkole, weszliśmy do salonu. Na początku wszystko spoko. Widziałam kilka pudełek z kolczykami. Kosmetyczka patrzyła na nas podejrzliwym wzrokiem, bardzo się bałam. W końcu razem z Sebą postanowiliśmy zaryzykować - oboje szybko biegamy, a poza tym byliśmy mali i zwinni. Wzięliśmy do rąk po kilka pudełek i uciekliśmy. I razu pani wstała zza lady i wybiegła za nami. Na nieszczęście akurat wtedy przechodził policjant. Kosmetyczka powiedziała szybko policjantowi o co chodzi, a on ruszył za nami. Nie przemyśleliśmy tego, że starszy od nas, wyższy i silniejszy facet może nas dogonić. Gdy nas dogonił, wyciągnął pałkę. Akurat biegliśmy obok budowy. Uderzył nią Sebastiana, a ten upadł i nabił się na pręt lekko wystający z gruzów. Krew lała się wszędzie. Ja myślałam, że umrę, policjant uciekł, przechodzień wezwał karetkę, wyciągnął Sebie telefon z kieszeni i zadzwonił po jego mamę, z którą miałam lepszy kontakt niż z własną. Płakałam, krzyczałam... Ale nic to nie dało. Karetka się spóźniła... Pogrzeb był kilka dni później. Policjant oczywiście nie poniósł konsekwencji. Z jego mamą kilkadziesiąt razy w roku chodzimy na cmentarz, gdzie jest pochowany Sebastian. Kiedy piszę to wyznanie, płaczę. Ryczę jak małe, głodne dziecko. Teraz mam 17 lat, a pamiętam wszystko, jakby stało się to wczoraj.
1,141
Parę lat temu wyrwałem ładną laskę i dając jej nr telefonu, pomyliłem go z numerem mojego brata (różnią się tylko ostatnią cyfrą). Obecnie jestem jej szwagrem :D Teraz są 4 lata po ślubie i mają dwójkę dzieci.
1,140
#3zfmE- Czytając te wyznanie, przypomniała mi się historia z wieczoru kawalerskiego mojego ojca Paręnaście lat temu moi rodzice z powodu jakże wielkiej miłości, postanowili się ze sobą ożenić. Jak to przed ślubem bywa, parę dni przed ważną ceremonią odbywa się wieczór kawalerski, jak i panieński. Lecz dziś się skupimy na tej pierwszej opcji. Mój ojczulek zaprosił swoją gromadkę znajomych do baru, by w miłym towarzystwie spędzić ostatnie chwile bycia kawalerem. Wiadomo, były śmiechy, był alkohol i niespodzianka od kolegów, w postaci... zamówionej prostytutki. Któryś z miłych panów co zadawał się moim tatą, udostępnił jemu swoje auto, by tam przyszły pan młody mógł zabawić się z panią od najstarszego zawodu świata. Mój tatko niezbyt zadowolony wszedł do tego samochodu wraz z prostytutką. Koledzy zostawili ich samych i postanowili sobie pójść do baru, by tam poczekać aż tamci skończą zabawę. Minęło trochę czasu od kiedy zostawili ich w tym samochodzie, aż nagle widzą jak owa pani prostytutka wraca łkając pod nosem. Panowie w szoku - "Co się stało? Co on jej zrobił?". Poszli więc do tego samochodu, a tam siedzi mój tata ze smutnym wzrokiem. Jak się potem okazało, w samochodzie do niczego nie doszło. Mój tata sam powiedział prostytutce, że niczego nie chce, że jest przed ślubem, że nie chce tego zrobić swojej własnej żonie i że jest jej wierny. Lecz zaczął ją pytać, dlaczego wybrała taki zawód? Że jest młoda, piękna, może tyle osiągnąć, a sprzedaje się obcym mężczyznom. Kobieta więc opowiedziała mu swoją historię. Miała mężczyznę, którego kochała, i z którym przez przypadek zaszła w ciąże, lecz tamten ją zostawił bez grosza, i teraz zarabia na życie z prostytucji. W tym właśnie momencie mój ojciec zrobił jej wykład o tym, że nie musi tego robić, że są inne zawody, które może wykonywać. Ta słuchając jego, się rozpłakała, a po 15 minutach już musiała wracać. Podziękowała mu za to, że mogła mu wszystko powiedzieć, i powiedziała że był jedynym "klientem", który się nią zainteresował. Kiedy mój tata wrócił do domu po całym zajściu, popłakał się mamie, żaląc się jej, jaka to biedna jest ta dziewczyna, i jak jej współczuje. Oczywiście, oznajmił też swojej przyszłej żonie, że do niczego nie doszło, ale nie musiał ją długo przekonywać, bo moja rodzicielka dobrze wiedziała, że on by jej tego nie zrobił. Koledzy nie przyszli na ślub. Chyba było im głupio. No. Taka to historia o wieczorze kawalerskim mojego taty :)
1,140
Opowiem Wam historię moich rodziców. Tytułem wstępu. Mój przyszywany wujek i moja mama znali się całe życie, wujek jest od niej starszy o 5 lat. Zawsze byli dobrymi przyjaciółmi, nikim więcej. Gdy wujek dostał pracę w wielkim korpo i wyjechał do Australii, ich kontakt się nie urwał. Widywali się za każdym razem, kiedy wuj był w Polsce. Mama miała 16 lat, gdy mnie urodziła. Mój ojciec postąpił właściwie i ożenił się z moją mamą. Pierwsze 10 lat mojego życia to było wysłuchiwanie, jak ją tłukł, niekiedy do nieprzytomności. Wiedział jak bić, aby nie zostawiać śladów, a moja mama za bardzo się bała, aby cokolwiek z tym zrobić. Mnie ojciec nigdy nie uderzył, zawsze był dla mnie dobry, był moim najlepszym kumplem, zawsze powtarzał mi, że nie mam się go bać, bo on nigdy nie da mi zrobić krzywdy, a matka musi nauczyć się respektu do jego osoby. Nie broniłem jej, myślałem, że tak ma być, że tak jest w każdym domu. Wszystko zmieniło się, gdy przyjechał wujek. Mój ojciec za nim nie przepadał, zawsze twierdził, że się wywyższa, że uważa się za lepszego od innych, a ja mu wierzyłem. Tego samego dnia w szkole mieliśmy pogadankę na temat przemocy w rodzinie. Byłem w szoku. Nie mogłem uwierzyć, że to nie jest normalne zachowanie, że nie wszyscy tak mają. Z nieznanych sobie powodów powiedziałem wujkowi, że tata bije mamę. Miny wujka nie zapomnę do końca życia, był w szoku, nie wiedział, co powiedzieć. Ze swojego pokoju słyszałem, jak rozmawia z mamą, jak ta z płaczem potwierdza moje słowa. Wujek kazał jej nas spakować. Już prawie skończyła, gdy z pracy wrócił ojciec. Gdy zobaczył, co się dzieje, wpadł we wściekłość. Rzucił się do mamy z rękoma, złapał ją za szyję i zaczął dusić. Wujek, gdy zobaczył, co się dzieje, złapał mojego ojca i zaczął go okładać. Wujek ma prawie dwa metry wzrostu, jest łysy i przerażający, ale jednocześnie muchy by nie skrzywdził. Tym razem jednak dał upust złości. Gdyby nie mama, chyba by zatłukł mojego ojca. Z domu pojechaliśmy do rodziców mojej mamy, ale gdy usłyszeli, że odeszła od ojca, kazali jej do niego wrócić, albo nie ma co się pokazywać w domu. Wujek się nie zastanawiał nawet 5 minut. Pozałatwiał wszystkie formalności, popłacił wszystko, zmusił mamę do rozwodu i zabrał nas do siebie. Pierwszy raz widziałem, jak moja mama się śmieje, naprawdę się śmieje, była naprawdę szczęśliwa. Przy wujku rozkwitła, stała się piękną, pewną siebie kobietą. Wujek też to zauważył i rok później wzięli ślub, a ja dorobiłem się rodzeństwa. Mam dwie wkurzające młodsze siostry, za którymi poszedłbym w ogień i wiem, że one zrobiły by dla mnie to samo. Z ojcem i dziadkami od mamy strony nie mam kontaktu, mój wujek stał się moim ojcem, moim najlepszym przyjacielem, a jego rodzice moimi dziadkami, których odwiedzam tak często, jak tylko mogę
1,139
Dzisiaj podzielę się z Wami pewną historią, jaka przytrafiła mi się rano w tramwaju, gdy jechałem do pracy. Uwaga, będzie przydługo, ale warto, moim zdaniem, doczytać :D Może to Was spotkać też :P Otóż jadąc rano do pracy, zdarzyło się tak, że tramwaj był lekko zapchany, to i stać mi trzeba było. Tak więc stoję sobie, patrząc lekko śpiącym wzrokiem przez okno i liczę słupy mijane po drodze. W pewnym momencie sięgnąłem do torby, by wyjąć telefon i sprawdzić co tam na FB się dzieje, bo spać mi się mocno zachciało, a liczyłem, że jakaś może drama się pojawi... Tak więc mój wzrok powędrował w dół, w stronę ekranu telefonu i wtedy zobaczyłem TO! Na siedzeniu pode mną siedział pewien jegomość. Wygląd typowy informatyk (bez obrazy dla informatyków :P), ale jeszcze bardziej zarośnięty i zaniedbany w sensie fryzury i brody. Siedzi i przegląda coś w telefonie. Na pierwszy rzut nie zwróciłem uwagi, bo nie mam w zwyczaju patrzeć ludziom przez ramię co tam na telefonach paczają. Jednak mój wzrok szybko zweryfikował treść przeglądną przez pana brodacza - portal z mamuśkami 40-50+, które prócz skąpych strojów w postaci kabaretek czy staniczków pokazywały zdecydowanie więcej ciała, a także i szczelin. Gość, praktycznie bez krępacji, ale z lekkim odchyleniem telefonu od tłumu, przeglądał sobie co ciekawsze sztuki, komentując je z wypiekami na twarzy. Ja momentalnie się obudziłem, bo widok 50-letniego pieroga na pół ekranu wydał mi się dosyć intrygujący. Podróż moja trwała jakieś 15 minut, z czego w tym czasie miłośnik antyków zdążył obejrzeć jakieś 20 zdjęć (każde dokładnie scrollując i powiększając) oraz dodać jakieś 10 dosyć długich komentarzy. Dojeżdżając na przystanek nie mogłem się powstrzymać i cicho, by nikt nie usłyszał, nachyliłem się do gościa i wyszeptałem "ta pierwsza była niezła, daj jej lajka ode mnie" i wyszedłem. Zerkając jeszcze od drzwi w stronę "pana informatyka" stwierdziłem, że nigdy jeszcze nie widziałem tak czerwonej twarzy :D Tak więc uważajcie co przeglądacie i gdzie, bo może znajdą się chętni do wspólnego seansu :)
1,139
Stoję kiedyś z koleżanką w kolejce w sklepie. Sobota wieczór, sklep niedaleko akademików, więc tłum studentów w środku. Był to co prawda sklep samoobsługowy, ale do alkoholu i do warzyw trzeba było stać w kolejce (tej samej). Kolejka na kilka metrów, bo wszyscy stoją po alkohol na wieczór. W końcu nasza kolej: Koleżanka: - Poproszę ogórka. Ekspedientka: - Zielonego? (w sensie, że taki typowy, a nie kiszony). Koleżanka: (z całkowitą powagą) - A są jakieś inne kolory? Tym rozwaliła wszystkich stojących za nami w kolejce. Nawet jak wyszłyśmy z tego sklepu, było słychać ich śmiech :D
1,138
Kilka dni temu byłem na naszym pięknym półwyspie. Z racji że dojechałem późnym popołudniem, postanowiłem, że pójdę na plażę chwilę posiedzieć. Gdy tylko doszedłem, zauważyłem dwie kobiety pływające kilkanaście metrów od brzegu. Było to trochę niebezpieczne wypływać na taką odległość. Gdy jedna podpłynęła bliżej podszedłem, powiedziałem, że jest to trochę nierozsądne. Dostałem odpowiedź "Odwal się od mnie i od mojej córki". OK... Pech chciał, że po około godzinie od tej pyskatej usłyszałem "Pomocy! Na pomoc!". Moja reakcja była oczywista, choć byłem lekko zdezorientowany. Jedna osoba dzwoniła na WOPR, a ja oczywiście wbiegłem do wody. Jedna z nich się topiła. Próbowała za wszelką cenę wyjść na powierzchnię każdym kosztem. Więc tak jak mówili nam na zajęciach z EDB - dostała z główki w twarz, aby była lekko otumaniona. Udało mi się ją wyciągnąć, ale było potrzebne RKO. Zacząłem od masażu serca i tak naprawdę na tym zakończyłem, bo zanim doszedłem do 30, przypłynęła motorówka straży przybrzeżnej. Tutaj zaczyna się cała historia. Starsza z nich stwierdziła, że ja zaatakowałem tę młodszą, a potem próbowałem ją podduszać. Na moje szczęście jeden z obserwatorów zaprzeczył całej sytuacji opisanej przez tę kobietę, ale i tak spędziłem resztę dnia na komisariacie wyjaśniając sprawę. Gdy dowiedziałem się, że owa dziewczyna przeżyła, bardzo się ucieszyłem. Niestety moja nieumiejętna technika złamała jej dwa żebra, za co jej matka chciała podać mnie do sądu. Uratowanie życia jej córki chyba nie miało dla niej znaczenia...
1,137
W ramach wstępu: jestem przed 30., uczę w liceum, a moi uczniowie twierdzą, że jestem najlepszą nauczycielką, jaką było dane im spotkać. Skąd to wiem? Trzy miesiące temu na zastępstwie za jedną z nauczycielek zrobiłam luźną lekcję. Rozmawiałam z uczniami i wzajemnie opowiadaliśmy sobie o anegdotkach z życia. Uczniowie siedzący z tyłu (sześciu chłopców i jedno dziewczę) nagle podnieśli głos i zaczęli się kłócić. Poszło o grę. Dokładniej o League of Legends. Dwóch z chłopców twierdziło, że Yasuo to "najlepszy champ ever", a reszta była temu przeciwna. Podeszłam do nich i uspokoiłam, bo jeden z chłopców zrobił się czerwony ze złości. Powiedziałam, że zachowują się jak banda małp w zoo, a na odchodne dodałam, że Yasuo wcale nie jest taki dobry. Zaskoczeni podeszli do mnie po lekcji i po krótkiej wymianie zdań podałam swój nick w LoL-u. Wieczorem miałam od całej szóstki zaproszenia do grona znajomych, a jeden z moich uczniów powiedział, że chciałby mi udowodnić, że nie mam racji odnośnie wyżej wspomnianej postaci. Graliśmy 1 na 1 około trzech gier. Za każdym razem wybierał mi postać. Za każdym razem przegrał. Na drugi dzień przyszedł, przyznał mi rację i nieśmiało zapytał, czy mogłabym go trochę podszkolić. Powiedziałam, że nie ma problemu, ale postawiłam warunek. Jeżeli poprawi oceny i zacznie mieć czwórki i piątki, a nie jedynki poprzeplatane z dwójami i trójami, to wtedy możemy porozmawiać. Widać dostał odpowiednią motywację, bo w trzy tygodnie poprawił wszystkie oceny. Obecnie cała szóstka (i nie tylko oni, bo wieść, że "Pani od matmy grywa w LoL-a i ma poziom challengera" rozniosła się po całej szkole) zaczepia mnie na lekcjach, na przerwach i rozmawiamy o grze. Nie spodziewałam się, że poprawią oceny, szczerze mówiąc myślałam, że machną ręką na to co powiedziałam i dadzą sobie spokój. Obecnie mam 34 uczniów, którzy dbają o oceny, żebym się zgodziła z nimi grać. Wyszło na to, że teraz uczę nie tylko matematyki :)
1,137
Siedzę z narzeczoną w małej knajpce. Nagle obok naszego stolika zatrzymała się mała dziewczynka. Spojrzała na mnie swymi uroczymi oczętami i słodziutkim głosikiem powiedziała: - Ma pan bardzo fajną, puszystą brodę. Jak... Wiking! Mogę jej dotknąć?
1,137
W mojej rodzinie od dziecka mówiono, że najważniejsza jest szczerość. Nie było tematów tabu. Moja siostra bez problemów mówiła przy obiedzie, że nie może iść na basen bo ma miesiączkę. Rodzice od tak mówili do nas, że mamy jechać do znajomych, babci, cioci, czy gdziekolwiek, bo mają dziś ochotę na trochę "zabaw" (wiecie o co chodzi ;D). Moja mama od jakiegoś czasu (nie mam pojęcia jak) wie, że się masturbuję. Zapewne przyjęła to normalnie. Dojrzewanie, burza hormonów i takie tam... Ale to co zrobiła ostatnio zamurowało mnie totalnie. Wracam ze szkoły i wchodzę do pokoju. Odkładam plecak i włączam laptopa. Na to po chwili wchodzi moja mama i pyta się: - Jak było w szkole? - Nie najlepiej - odpowiadam - nauczycielka zrobiła nam kartkówkę i dostałem 2... - Poczekaj. Coś przyniosę. Mama zeszła do kuchni i wróciła w podskokach z zawieszką na drzwi. Wiecie, te takie np. "Nie przeszkadzać" co są w hotelach. Melodyjnym głosem odparła. - Jak będzie ci źle, ulżyj sobie, a to powieś na klamce. Ona zadowolona wyszła a ja z niedowierzaniem patrzyłem na napis na zawieszce: "Ważne spotkanie... z kumplem ;)"
1,136
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła... Mam dom jednorodzinny na wsi, mieszkam z żoną, dzieci brak, ale jest pies, kot, i... Gęś, jedna - nie pytajcie. Owa gęś nazywa się Stefan, ma swoją BUDĘ taką jak pies i mieszka sobie na podwórku nie wadząc nikomu. Od pewnego czasu Stefan zaczął wydalać z siebie raz od przodu, raz od tyłu - uwaga - prezerwatywy. Dokładniej mówiąc zużyte prezerwatywy. Odraza i szok ustąpiły miejsca ciekawości. No bo skąd Stefan je bierze (my z żoną nie używamy), dlaczego je zjada, czy musi to robić? Czy to jakoś nie wypłynie na jakość jego i naszego życia? Czy pies Azer i kot Atom nie wezmą z niego przykładu? Pytań sporo, odpowiedzi żadnych. Dziennik znalezisk założyłem po tygodniu. W ciągu 14 dni Stefan ukazał 6 prezerwatyw. Zaokrągliłem do 7, czyli co drugi dzień znajduje jedną. Będąc w pracy nie miałem możliwości monitorowania jego zachowania. Zakupiłem 4 kamerki, z czego jedna typu go pro. 3 zainstalowałem dookoła domu, jedną na Stefanie - nie był zbyt zachwycony, ale przywykł. Nasze życie z żoną po pracy zamierało, dopóki nie obejrzeliśmy wszystkich nagrań. Prawda była szokująca. Stefan jak w zegarku co drugi dzień o 8 wieczorem zapuszczał się na tyły domostwa, tam przez dziurę w płocie przeciskał się na wolność, gdzie w wysokiej trawie maszerował chwilę, aż dotarł do ogromnego ciągnika rolniczego. Tam zatrzymał się i wyraźnie na coś czekał. Wtedy z ciągnika wysiądą dwa młodziaki, chłopak lat 18, dziewczyna lat 16 i oddają się swoim przyjemnościom. Stefan ukryty czeka na kąsek. I gdy tylko amory odlatują, chłopak wyrzuca gumkę zawiązaną za siebie, patrzy przez chwilę na gęś z go pro, myśli intensywnie, ale Stefan już ma swoją zdobycz i ucieka istnym galopem. Czy gęś rozumie? Dokąd zmierza? Dlatego istnieje i zjada prezerwatywy? Tych pytań jest tysiące, każde pozostawiam bez odpowiedzi. Dziura zatkana, Stefan nie ucieka, ale uważam, że to tylko kwestia czasu nim spotka na swojej drodze życia kolejną parę, których uniesienia miłosne będą owocować jego przysmakiem. PS Chłopak i dziewczyna to młodzież z wioski, znam oboje.
1,135
A więc występowałem w szkole na apelu na zakończenie roku, grając na gitarze i śpiewając. Zaśpiewałem piosenkę "Chodź pomaluj mój świat". Nie jest ona zbyt trudna, więc wszystkiego się dobrze wyuczyłem. Szło mi świetnie... Aż do refrenu który leci: "Więc chodź, pomaluj mi życie Niech świat mój się zarumieni Niech mi zalśni w pełnym słońcu Kolorami całej ziemi". Niestety ja zaśpiewałem "Niech mi stanie w pełnym słońcu". . Więc oczywiście cała gimbaza w śmiech, żeby tego było mało, na końcu miałem powiedzieć małe podziękowania dla dyrektorek i nauczycieli (ponieważ była to 3 gimnazjum) i mówiąc to z burakiem na twarzy oczywiście, co się stało? STANĄŁ MI, kiedy dyrektorka, której dziękowałem, odwróciła się tyłem do mnie sięgając po nagrodę dla mnie, wypinając się do mnie dupskiem. Moim fartem miałem spodnie, w których było to wyraźnie widać, jako że nie narzekam na wielkość mojej maczugi... Ech, mam nadzieję, że wszyscy o tym zapomną. :__:
1,135
Mam 21 lat. Natura jednak obdarowała mnie dość dziecinną urodą. Przy dobrych wiatrach wyglądam na 15 lat. Wczorajszego wieczoru nowa sprzedawczyni w osiedlowym sklepie nie chciała sprzedać mi alkoholu. Byłam bez makijażu, rozczochrana i w starych dresach... Ekspedientka nie poznała mnie na zdjęciu i uznała, że zabrałam komuś dowód. Wróciłam do domu, ładnie się ubrałam i pomalowałam. Po metamorfozie wróciłam do sklepu, podeszłam do sprzedawczyni, wyciągnęłam dowód i zapytałam: - Teraz pani poznaje? Po chwili niezręcznej ciszy, odpowiedziała: - Teraz tak...